30 grudnia 2013

Meechatek o dwóch rodzajach ciepła



Proszę Państwa! Ja Mechatek już wiele razy pisałam o tym, że jedną z najważniejszych potrzeb w życiu kota jest potrzeba ciepła.

Może być ona realizowana przez kaloryfery, piece kaflowe, płaskie dekodery leżące na półce oraz stare monitory do komputerów.
Wszystkie te rzeczy nazywają się razem urządzenia i mają wspólną cechę, która polega na tym, że wydzielają ciepło w postaci stopni Celsjusza, na których kot może się ułożyć i je pobierać. Dlatego każdy człowiek, który mieszka z kotem albo kotami, ma obowiązek posiadać w domu takie urządzenia i je kotu udostępniać, dzięki czemu podnosi się komfort życia kota. Im więcej takich urządzeń jest w domu, tym lepiej, ponieważ kot powinien mieć wybór.


U nas w domu ja Mechatek, Reszka oraz Niuta mamy do wyboru kaloryfery, których jest dużo oraz dekoder, którego jest mało, ponieważ jest tylko jeden. Niestety, odkąd Pani ma nowy monitor do komputera, jedno miejsce wydzielające ciepło zniknęło, więc my trzy musimy się zadowolić tym, co jest.

Ja Mechatek najczęściej korzystam z dekodera, który ma wielką zaletę, a mianowicie znajduje się w centralnym miejscu dużego pokoju, skąd można wszystko obserwować, a poza tym kot odpowiednio ułożony na tym urządzeniu zakłóca działanie pilota, więc ludzie muszą na kota zwrócić uwagę, podejść i wziąć go na ręce, co stwarza okazję do miziania, a jak Państwu wiadomo, mizianie jest kolejną ważną kocia potrzebą.

Proszę Państwa! Ciepło pobierane przez kota z urządzeń jest tylko jednym z rodzajów ciepła. Drugi rodzaj ciepła jest znacznie ważniejszy, chociaż nie da się go zmierzyć stopniami Celsjusza. Jest ono pobierane z ludzi oraz innych kotów. Żeby kot mógł go doświadczyć konieczne jest posiadanie własnych ludzi oraz mieszkanie z innymi zaprzyjaźnionymi kotami. Pobieranie drugiego rodzaju ciepła odbywa się przez: przytulanie i wspólne spanie na żółtym kocyku, leżenie na własnym człowieku, mizianie przez własnego człowieka i zwijanie się przy nim w kłębuszek. Drugi rodzaj ciepła nie ogranicza się do ogrzewania futerka, ponieważ powstaje w serduszku i ogrzewa kota od środka.

Odkąd nie ma mojej największej przyjaciółki Soni, mnie Mechatkowi pozostają tylko ludzie, bo Reszka się nie nadaje z powodu swojej nieobliczalnej osobowości, a Niuta z powodu poczucia humoru, przez które na mnie naskakuje. Na szczęście moich ludzi są aż dwie sztuki, więc moja nachalność się trochę rozłożyła na Panią i Naszego Drugiego Człowieka i łatwiej im z nią sobie radzić, a ja Mechatek mam w pełni zaspokojoną potrzebę drugiego rodzaju ciepła,

Czego ja Mechatek życzę wszystkim kotom oraz ich ludziom w Nowym Roku i potem też. Chchchrrr!

20 grudnia 2013

Mechatek o tym, że jest szacowna jubilatką



Wszystko zaczęło się od tego, że kilka dni temu Pani powiedziała, że ja Mechatek jestem szacowną jubilatką.

Bycie szacowną jubilatką polega na tym, że kończy się 9 lat i od tej pory należy zachowywać się jak poważna kocica, a w domu odbywa się uczta.

Jeśli chodzi o uczty, ja Mechatek uważam, że mogą się odbywać codziennie, niekoniecznie z powodu zostania jubilatką przez którąś z nas, ale zachowywanie się jak poważna kocica mi się nie podoba, zwłaszcza że nie wiem, na czym ono polega. Ludzie mają takie specjalne tabelki, w którym można zobaczyć, jaki jest wiek kota w przeliczeniu na wiek człowieka i Pani sprawdziła, że ja Mechatek mam według nich 55 lat, czyli jestem starsza nawet od Pani i Naszego Drugiego Człowieka, co zobowiązuje. Ja Mechatek nie wiem do czego, ale Pani mówi, że nie powinnam się tym przejmować, bo sprawa wieku nie sprowadza się do cyferek.


Na szczęście Pani ma w domu półkę, na której stoją książki jej ulubionego autora, który nazywa się Terry Pratchett i które Pani traktuje tak, jak ja Mechatek smakołyki, co oznacza, że mogłaby je pochłaniać codziennie w dowolnych ilościach. U nas w domu mówi się na nie „pratchetty”. W jednym z „pratchettów” Pani znalazła mądre zdanie i teraz ja Mechatek je zacytuję, bo ono ma odniesienie i wiele wyjaśnia, zwłaszcza to, że bycie jubilatką spada na człowieka i kota bardzo niespodziewanie.:
„(…) W środku każdego starego człowieku siedzi młody człowiek i zastanawia się, co się stało.”

Odniesienie jest takie, że Pani popatrzyła na mnie Mechatka i powiedziała do Naszego Drugiego Człowieka: W niedzielę Mechatek będzie miała swoje dziewiąte Udomowiny. To chyba oznacza, że jest poważną kocicą. A zupełnie nie wygląda i się nie zachowuje.
Ale nie ja jedna. Na przykład Reszka, która jest szefową i ma już 15 lat, a w przeliczeniu na ludzkie 74 lata, a nadal ma nieobliczalny charakter i potrafi zrobić salto w powietrzu podczas zabawy w rzucanie myszki. A Niuta, która ma 5 lat, według ludzkiej tabelki ma ich aż 40. Niuta jest majnkunem i podobno majnkuny poważnieją po ukończeniu 3 kocich lat, ale w jej przypadku się to zupełnie nie sprawdziło i nadal naskakuje na mnie z góry. Ale w naszym stadzie to rodzinne, bo Pani mówi, że ona też nie czuje się kobietą w swoim wieku. Więc ja Mechatek nie mam na punkcie swojego wieku żadnych kompleksów i na żadnym innym punkcie też.

Moim Mechatka zdaniem, bycie poważną kocicą polega nie na zachowaniu, ale na mądrości. Kocia mądrość oznacza, że kot wie, co jest w życiu najważniejsze, a ja Mechatek wiem to doskonale. Najważniejsze jest posiadanie własnego domu i własnych ludzi, żeby było jedzenie w miseczce i dużo miziania i żeby od czasu do czasu zdarzały się jakieś smakołyki. Takie rzeczy nazywają się priorytety. Warunkiem jedzenia i miziania jest punkt pierwszy, o który ja Mechatek zadbałam na samym początku, kiedy upolowałam sobie ludzi na ulicy 9 lat temu, o czym napisałam już kiedyś w felietonie pod tytułem Udomowiny Mechatka. Było to najważniejsze wydarzenie w całym moim kocim życiu, bo gdyby nie nastąpiło, to prawdopodobnie mnie Mechatka już by w ogóle nie było i dlatego należy je uroczyście obchodzić.

Moje 9 Udomowiny były obchodzone bardzo uroczyście. Pani siedziała na wersalce i rozdawała z talerzyka kawałki ugotowanego kurczaka, dbając, żeby było sprawiedliwie i żeby Reszka nie wyżarła całej uczty, a my trzy czyli Reszka, ja Mechatek i Niuta kłębiłyśmy się przy niej, próbując zrobić tak, żeby było chociaż troszkę niesprawiedliwie i dostać kawałek poza kolejnością. A potem Pani trzymała mnie na rękach i mówiła do mnie miłe słowa oraz miziała.

Jeśli na tym ma polegać bycie poważną kocicą, to bardzo mi się podoba i mogę zostawać jubilatką codziennie. Chchchrrr!

28 listopada 2013

Mechatek o tym, że woda jest intygująca



O kotach i wodzie ludzie opowiadają bardzo różne historie, a większość z nich nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, jak na przykład ta, że koty nie lubią wody.

To jest, proszę państwa, zupełna nieprawda, co ja Mechatek potwierdzam swoim kocim autorytetem i zaraz to udowodnię na przykładach.
Koty nie tylko lubią wodę, ale nawet potrzebują jej do życia, a zwłaszcza do dobrej zabawy.

I teraz będę dowody, czyli przykłady.

Po pierwsze, woda zawsze stoi w miseczkach. Co prawda, ludzie są dziwni i z tego powodu mają dziwne pomysły, ale moim Mechatka zdaniem woda obecna zawsze w miseczkach to nie jest przypadek i oznacza, że koty jej potrzebują, a ludzie doskonale o tym wiedzą, a na dodatek dają kotom wybór, bo w domu jest kilka miseczek stojących w różnych miejscach, na przykład w pokoju i w kuchni, a z każdej woda smakuje inaczej. Oczywiście, każdy kot wie, a jego człowiek szybko się przekonuje, że najlepsza woda wcale nie jest z miseczek tylko kranu albo z wanny. No, ale jeśli już koniecznie trzeba korzystać z miseczek, to ludzie powinni wiedzieć, że woda w nich powinna być zawsze świeża i nowa, bo tylko taka kotom smakuje.

Po drugie, woda jest dla kotów bardzo ciekawa, zwłaszcza kiedy jest w kropelkach, które spadają z kranu. Ma to miejsce jedynie czasami, jak pani myje ludzkie miseczki w kuchni albo jak zapomni dokręcić kranu i woda kapie kap! kap! I wtedy my wszystkie trzy, czyli Reszka, ja Mechatek i New mamy wielką frajdę. Kropelki można obserwować, można na łapać je łapką, można na nie polować przez skoki, co najbardziej lubi New) oraz spróbować złapać do pyszczka, co jest z kociego punktu widzenia najbardziej pożyteczne, bo poza zabawa można wtedy zaspokoić pragnienie. A jak już wspominałam woda z kranu jest najlepsza i najświeższa, bo jeszcze nie zdążyła się wyleżeć w miseczkach. Czasami trzeba czekać koło zlewu długimi godzinami, żeby pojawiły się kropelki i to się nazywa pokaz kociej cierpliwości.

U nas w domu poza kuchnią, pokojami, przedpokojem i kocim kącikiem jest jeszcze łazienka, która służy do tego, żeby ludzie nalewali wody do wanny i pozwalali kotom z niej pić. To jest wielka sztuka, ponieważ brzeg wanny jest wąski, a czasem śliski, więc trzeba bardzo uważać, żeby nie wpaść do środka, zwłaszcza jak w pobliżu jest New, która ma duże poczucie humoru, o czym ja Mechatek już pisałam. Wpadnięcie do wanny kończy się zamoczeniem futerka, co uwłaszcza kociej godności, no bo jak kot potem wygląda. Picie wody z wanny to bardzo precyzyjna czynność i najlepsza jest w niej Reszka, która opanowała bezpieczne zwieszanie się z brzegu wanny oraz wyciąganie języka, a na dodatek New jej nie popchnie, bo przecież Reszka jest szefową i wiadomo, jak by to się skończyło.

Więc to wcale nie jest tak, że koty wody nie lubią. Lubią i to bardzo, bo woda jest intrygująca i potrzebna, jak widać po dowodach. A takie sytuacja, kiedy woda kota otacza albo pojawia się bardzo niespodziewanie: czyli kąpieli, wpadnięcia do wanny i kiedy pani stosuje psikacz do kwiatków, jak chodzimy po stole, to są przypadki szczególne, więc nie należy się nimi przejmować, tylko ich unikać.

Chchchrrr!

8 listopada 2013

Mechatek a wychowywanie dzieci

U nas w domu z dziećmi jest tak, że nie mamy żadnych własnych, ponieważ nie miałyśmy ani jednego miotu - ani żadna z nas ani Pani.

I dlatego wszystko, co wiem o kociętach, wiem z opowieści Pani, a to co o ludziętach, to z odwiedzin ludziąt od sąsiadów oraz od znajomych Pani i Naszego Drugiego Człowieka, którzy do nas przychodzą, żeby głaskać mnie Mechatka.

Ja Mechatek bardzo lubię, jak są odwiedziny, ponieważ mogę być wtedy sobą, czyli włazić na ludziom na kolana, lizać ich po rękach i mordkach, ocierać się o torby i nogi, i tak przez cały czas, a oni nie mówią, że jestem nachalna, bo im nie wypada i bardzo się z mojej nachalności cieszą i krzyczą: O, jaki miły kotek! Pani mówi, że ja nie odróżniam swoich od obcych i zaprzyjaźniam się natychmiast ze wszystkimi, nawet takimi, co przychodzą w gości tylko na chwilę, na przykład z panią listonosz. A to wszystko od tego, że nigdy nie mam dość głaskania, nawet po trzech godzinach, ale i pięć minut jest dobre.

24 października 2013

Mechatek o tym, jak się zaprzyjaźniła z New



Proszę Państwa! Zaprzyjaźnianie się jest długim procesem.


Proces to jest takie mądre określenie na to, że żeby się zaprzyjaźnić trzeba dużo czasu i jeszcze oswajania się ze sobą, bo sam czas nie wystarczy. Ja Mechatek jestem autorytetem i dlatego muszę używać mądrych wyrazów, a jestem autorytetem ponieważ zaprzyjaźniam się łatwo ze wszystkimi. Ludzie z zaprzyjaźnianiem się mają trudniej od kotów, bo żeby się zaprzyjaźnić muszą zjeść razem beczkę soli, co musi być bardzo niesmaczne, o czym wiem, bo kiedyś spróbowałam posolonego serka do kanapek i więcej nie chcę.


Na szczęście koty nie muszą jeść soli, za to muszą się oswoić i polubić, i wiele razy zjeść z jednej miseczki albo talerzyka, co zabiera trochę czasu oraz nerwów.
I teraz ja Mechatek opowiem o zaprzyjaźnianiu się na przykładzie New.
Dopóki u nas w domu nie zamieszkała New, co miało miejsce już kilka lat temu miałam dwie największe przyjaciółki, czyli Sonię, która była moją pierwszą największą przyjaciółką oraz Reszkę, która jest najważniejsza w całym domu, bo jest szefową, więc przyjaźnienie się z nią ma ogromne znaczenie, gdyż wtedy nie jest się przez nią napadanym i gryzionym, a przynajmniej nie tak często. Ja Mechatek zaprzyjaźniam się łatwo, ponieważ mam dobry charakter, który objawia się tym, że się nie obrażam i na nikogo nie napadam oraz potrafię ustąpić, zwłaszcza Reszce przy miseczce, a z moją pierwszą największą przyjaciółką Sonią potrafiłam nawet jeść z jednej miseczki. I to się nazywa, że jestem zupełnie niekonfliktowa.

Ale jak u nas w domu zamieszkała New, to się na początku wcale nie zanosiło, że się zaprzyjaźnimy, a Pani mówi, że „się działo, oj działo” oraz „kto by pomyślał, że Mechatek jest taka waleczna”.

Ja Mechatek wcale nie byłam waleczna, tylko wpadłam w histerię, bo kto to widział, żeby nagle w domu pojawił się kolejny kot i to tak znienacka. Więc natychmiast uciekłam za szafkę, żeby się schować i nie pozwalałam się stamtąd wyciągnąć, chociaż Pani próbowała, ale wtedy wyłam, plułam i charczałam, żeby pokazać, co o tym wszystkim myślę. A najgorsze było to, że New miauczała całkiem inaczej niż my i w ogóle nie można jej było zrozumieć, a to wszystko dlatego, że jest rasowa i nie wychowywała się z kotami tylko z majnkunami, które są tak samo wielkie jak ona i mają dużo futra. I jeszcze dlatego, że chociaż miała tylko sześć miesięcy, to już była większa od wszystkich dorosłych dziewcząt u nas w domu, co powodowało, że czułam zgrozę i ją objawiałam jak umiałam, czyli wyciem, pluciem i charczeniem.

Więc najpierw przez tydzień New mieszkała w osobnym pokoju, żebyśmy się przyzwyczaiły do jej zapachu, bo z kotami nie można nic na siłę. A jak ja przestałam już wyć, z czego Pani wywnioskowała, że się trochę przyzwyczaiłam, to można było zacząć nas spotykać wszystkie razem, żebyśmy się ze sobą oswajały. I najpierw było ostrożne omijanie się, a potem spotykanie się noskami w celu obwąchiwania się. I ja najpierw wtedy uciekałam, a potem przestałam uciekać, bo się okazało, że New chociaż jest taka duża, to wcale nie jest groźna, bo majnkuny są najłagodniejszą rasą na świecie. Jednak od tego, że się nie ma na czyjś widok histerii do zaprzyjaźnienia droga jest daleka, ale na szczęście nastąpił przełom i od tego się wszystko zaczęło.

Przełom polegał na tym, że New zachorowała. I trzeba z nią było pojechać do pana doktora, a później musiała mieć kroplami zakrapiane oczy i brać antybiotyki do pyszczka, co było bardzo nieprzyjemne, a ja Mechatek poznałam to po tym, że bardzo piszczała, a koty piszczą jak są nieszczęśliwe. A ja mam nie tylko dobry charakter, ale także wielkie serduszko, tak Pani mówi, więc jak New była nieszczęśliwa, to przychodziłam do niej i ją lizałam po główce, tak samo jak moją pierwszą największą przyjaciółkę Sonię, gdy była chora. I od tego zaczęła się nasza wielka przyjaźń.

Nasza wielka przyjaźń polega teraz na tym, że razem się bawimy bawidełkiem z piórek i piłeczkami i razem szukamy myszki w zabawie GDZIE JEST MYSZKA, która polega na chowaniu myszki pod szafką, a następnie jej wyciąganiu, i o której napiszę innym razem, a Pani mówi wtedy o mnie: „Jaka ona szybka”. I potrafimy też razem się bawić zabawkami ze sklepu, które polegają na popychaniu kulki łapką, żeby się toczyła, więc popychamy kulkę po dwóch stronach tunelu, raz ja do New, a raz New do mnie, a kulka się toczy i tak odbijamy kulkę do siebie, a ja jeszcze na dodatek ganiam za kulką cały czas. I jeszcze potrafimy razem spać zwinięte w kłębuszki obok siebie na żółtym kocyku albo na drapaku, co jest wielkim objawem przyjaźni oraz razem obserwujemy ptaki. I umiem jeść z New z jednego talerzyka albo miseczki, co wcale nie jest trudne, ponieważ ja Mechatek potrafię jeść z jednego talerzyka z każdym, chyba że mnie Reszka odgoni, ale jest bardzo ważnym elementem przyjaźnienia się.

No i teraz jest tak, że New jest moją kolejną największą przyjaciółką i wcale mi nie przeszkadza, że miauczy całkiem inaczej, ani że czasami mnie gania, ani nawet że jest rasowa i przez to trzy razy większa niż ja Mechatek, bo to przecież nie jest jej wina, tylko tego, że ma te wszystkie papiery. I to się nazywa akceptacja, która nie tylko w przyjaźni kocio-kociej jest najważniejsza.
Mechatek

15 października 2013

Inwestycja w nieruchomości

Z tego, że ja Mechatek jestem felietonistką wynikają różne rzeczy. Na przykład taka, że z nas wszystkich dziewcząt u nas w domu ja Mechatek jako jedyna zarabiam i mam własną pensję, dzięki której mogę zafundować Reszce oraz New chrupki i smakołyki.

Reszka w hamaku. Fot. Rafał Nowakowski

I dzięki temu przestałam być tylko Paskudkiem i jestem nie tylko autorytetem w różnych kocich sprawach, to jeszcze na dodatek jestem żywicielką.

Pensje służą do tego, żeby było gdzie mieszkać i mieć co jeść oraz żeby były smakołyki, co Pani mi wytłumaczyła, jak tylko zostałam felietonistką, żebym moją pensją dobrze gospodarowała. My wszystkie trzy, czyli ja Mechatek, Reszka i New mamy gdzie mieszkać, bo mieszkamy u nas w domu, a także mamy domek w kratkę. Mamy też co jeść, bo w szafce z chrupkami zawsze stoi kilka opakowań jedzenia z różnymi smakami chrupek, z których Pani nasypuje je do miseczek, żeby było urozmaicenie. A smakołyki się pojawiają z lodówki albo specjalnych saszetek. Ale, żeby się pojawiły, to najpierw trzeba je kupić w sklepie, a u nas w domu to jest obowiązek Pani. I żeby na to wszystko wystarczyło, to trzeba rozsądnie gospodarować moją mechatkową pensją.

Przytulamy się

1 października 2013

Mechatek o potworach i wielkiej łagodności Niutki



Ten felieton jest ku przestrodze i żeby ludzie bardzo uważali.

Pani mówi, żebym dodała, że dotyczy to zwłaszcza tych ludzi, którzy od czasu do czasu zabierają swoje koty na spacery do lasu albo na łąkę, tak jak Niutę i mnie Mechatka, albo pozwalają im wychodzić do ogródka, jak mają. I jeszcze powinni uważać tacy ludzie, którzy byli w lesie nawet bez kota, bo z tego lasu mogą przynieść do domu na ubraniu POTWORA. Ponieważ, proszę państwa, sezon na POTWORY się powoli kończy, ale w przyszłym roku będzie znowu i trzeba zawczasu się do tego nastawić.

To słowo trzeba pisać wielkimi literami, bo kiedy pani je wypowiada to zawsze krzyczy: POTWÓR! POTWÓR! i zaraz się robi wielkie zamieszanie w całym domu, bo POTWORA trzeba natychmiast usunąć, żeby nie narobił szkód, czyli na przykład groźnych chorób ludziom albo kotom. Pani tak krzyczy, ponieważ osobiście miała do czynienia z POTWORAMI tylko dwa razy w życiu i się nie oswoiła i nie nauczyła, jak je usuwać, więc jest wtedy wielkie przerażenie, bo co innego oglądać POTWORY na obrazkach w książce, a co innego na żywe oczy we własnym domu i do tego na Niutce.

U nas w domu taka sytuacja miała miejsce raz, kiedy Niutka leżała sobie spokojnie na fotelu, a pani podeszła ją pogłaskać i nagle zaczęła ją głaskać coraz szybciej i to po całym futerku i je rozgarniać, a zwłaszcza na pyszczku między wąsami i zaczęła krzyczeć że ona nie umie czegoś takiego wyciągnąć, boi się, nigdy żywego nie widziała, POTWÓR! POTWÓR! A POTWÓR był przyczepiony do pyszczka Niutki, trzeba go było wyciągnąć go specjalnymi szczypcami i wyrzucić do ludzkiej kuwety, a potem przytknąć do pyszczka Niutki wacik z płynem, który nieładnie pachniał, co się nazywało odkażanie i już było po wszystkim.

I zrobiła się bardzo nerwowa atmosfera, a my przyglądałyśmy się temu wszystkiemu z kącika, bo pani krzyczy rzadko i to zawsze oznacza, że stało się coś groźnego, więc lepiej wtedy nie podchodzić i się schować. Ale w związku z tym, że POTWÓR został wykryty na jednym kocie, to trzeba było sprawdzić nas wszystkie, więc zaraz potem pani dokładnie sprawdziła nasze futerka, co było bardzo miłe, bo w nich gmerała i rozgarniała, co ja Mechatek bardzo lubię i nawet Reszka na to sprawdzanie pozwoliła. I na szczęście okazało
się, że więcej POTWORÓW nie ma.

Kiedy już POTWÓR został usunięty z niutkowego pyszczka, pani potem długo siedziała, patrzyła na Niutkę, wzdychała i się zachwycała, jakim Niutka jest cudownym i łagodnym kotem, bo nawet nie pisnęła ani nie zmieniła pozycji, tylko drzemała sobie dalej i nawet muczała, jakby nigdy nic. I że to dobrze, że Niutka jest majnkunem, bo dzięki temu ma taki spokojny charakter, a przecież jakby POTWÓR przyczepił się do Reszki, to pewnie musiałoby się skończyć narkozą u pana doktora, bo tylko wtedy Reszka pozwoliłaby sobie POTWORA wyciągnąć.

A drugi raz, kiedy pani miała do czynienia z POTWOREM, zdarzył się podczas wyjazdu pani, tylko tym razem POTWÓR wczepił się w panią i wyciągała go pani przyjaciółka, ale pani krzyczała tak samo.

I oba te razy zdarzyły się, jak pani była w lesie, co oznacza, że to ona przyniosła POTWORY na ubraniu. I dlatego ja Mechatek chciałabym wszystkim ludziom przypomnieć, że kiedy wracają do domu ze spacerów po lesie, to powinni sprawdzać swoje ubrania, czy się w nich POTWÓR nie zagnieździł, a także futerka swoich kotów i to dokładnie. A jeśli znajdą POTWORA, to należy go natychmiast dokładnie wyciągnąć i wyrzucić, odkazić to miejsce płynem, który nieładnie pachnie i kota pogłaskać. Ale krzyczeć tak, jak pani przy tym krzyczy, już nie trzeba, bo to jest nieobowiązkowe.

Ja Mechatek chciałabym powiedzieć jeszcze jedną ważną rzecz, a mianowicie, że żeby mieć taki łagodny charakter jak Niutka, wcale nie trzeba być majnkunem, wystarczy być mną Mechatkiem, bo ja też bym sobie pozwoliła, zwłaszcza że podczas wyciągania POTWORA jest mnóstwo głaskania, miziania i ludzie mówią do kota miłym głosem. A na dodatek potem się jeszcze kotem zachwycają, więc ja Mechatek też bym wtedy mruczała i była spokojna, żeby się mną zachwycali...

17 września 2013

Mechatek o trzymaniu na rękach



Trzymanie na rękach w relacjach kocio-ludzkich odgrywa bardzo ważną rolę.

Zazwyczaj jest tak, że jak ludzie mają u siebie w domu kota, to chcą go od czasu do czasu trzymać na rękach, albo na kolanach, bo to świadczy o lubieniu się nawzajem i zaufaniu.
Większość kotów lubi być trzymana na rękach, bo wtedy można być blisko swojego człowieka, a na dodatek bycie na rękach połączone jest z głaskaniem i mówieniem do kota miłych słów, co jest moim Mechatka zdaniem bardzo przyjemne, chociaż czasami słyszę: Mechatku, weź się i umyj, ale się tym nie przejmuję, bo gdybym się przejmowała wszystkim co do mnie mówią, to bym miała kompleksy, a do tego nie należy dopuścić. Więc zupełnie nie zwracam uwagi na mówienie, za to skupiam się na mizianiu przez Panią i Naszego Drugiego Człowieka. Ponieważ bardzo lubię być trzymana na rękach, to do tego bardzo często dążę, co się u nas w domu nazywa, że jestem nachalna, ale tym się też nie przejmuję, bo kot powinien zawsze dążyć do tego, co lubi i niczym się nie zrażać.

Niektóre koty, zwłaszcza takie nieśmiałe jak była moja największa przyjaciółka Sonia, należy do trzymania na rękach długo przekonywać, co u nas w domu zajęło siedem lat, bo zanim się Sonia przekonała, to trzeba ją było wiele razy upolować i przytrzymać i podczas przytrzymywania miziać po brzuszku i za uszami. Aż w końcu Sonia się przekonała, że to jest miłe i potem sama przychodziła i się dopominała za pomocą miauczenia. To wymaga od człowieka dużo cierpliwości i systematyczności, do której ja Mechatek bardzo zachęcam, ale potem wszyscy są zadowoleni.



Reszki w ogóle nie trzeba było przekonywać, bo ona trzymanie na rękach lubiła od samego początku, a nawet umie sama na ręce wskakiwać, z czego wynikają różne niespodzianki, bo Reszka jest nieobliczalna. Na przykład kiedy Pani sobie stoi, Reszka podbiega i robi hop! i nagle jest na człowieku i trzeba ją chwycić, żeby nie spadła. Zrobiła się z tego nawet zabawa, która polega na tym, że Pani namawia Reszkę na wskoczenie, a Reszka wskakuje i to tak kilka razy pod rząd, aż nawet Pani zrobiła o tym filmik, który można sobie obejrzeć i też się tak nauczyć.

Ale okazuje się, proszę Państwa, że są koty, które nie lubią być trzymane na rękach i u nas w domu należy do nich Niuta. Pani mówi, że to dlatego, że jest majnkunem, a podobno wiele majnkunów tak ma i to jest specyfika rasy. Niuta wytrzymuje na rękach tylko kilkanaście sekund, a potem zaraz się wyrywa, a ponieważ jest bardzo silna to jej się to udaje i ludzie są zawiedzeni. I zdaniem Pani to jest największa wada Niuty, chociaż z drugiej strony może to i dobrze, bo nawet jakby Niuta wytrzymała dłużej, to nie wytrzymałaby Pani, a to z powodu rozmiarów Niuty, które są ogromne, a mianowicie siedem kilo. U nas w domu wszyscy się dziwią, że Niuta tego nie lubi: ludzie dziwią się dlatego, że przecież lubi mizianie i nawet sama przychodzi, żeby zwrócić na nią uwagę i drapać ją po różnych częściach ciała, więc dlaczego nie na rękach? A my dwie, czyli Reszka i ja Mechatek dziwimy się dlatego, że to dziwne, żeby kot nie chciał korzystać z takiej wielkiej przyjemności kociego życia. No, ale trzeba pamiętać, że każdy kot jest wielką indywidualnością, więc można się po nim spodziewać wszystkiego.

A na koniec ja Mechatek chciałam jeszcze napisać, że koty na ręce trzeba podnosić bezpiecznie, czyli nie za skórę na karku. Kota należy brać pod przednie łapki i jeszcze go przytrzymać od dołu czyli pod pupą, żeby mu się kręgosłup nie naciągał. Niektórym ludziom wydaje się, że skoro kocie mamy przytrzymują kocięta za skórę, to oni też mogą, a tak nie wolno. Przede wszystkim dlatego, że kot dorosły ma swoją kocią godność, a po drugie może i własny człowiek pełni w kocim życiu rolę zastępczej mamy, ale nie aż tak.

Chchrrrrr!

21 sierpnia 2013

Mechatek o swojej błotnej rodzinie



O moich Mechatka początkach to do tej pory niewiele było wiadomo, tylko tyle, że sobie na ulicy zimą znalazłam i upolowałam ludzi, żeby stać się kotem domnym i nie zamarznąć.


Ale poza tym, to nie wiadomo było skąd się taka wzięłam, a Pani zawsze powtarza, że jestem jedyna na świecie. Nic nie było wiadomo ani o mojej rodzinie ani genach, których mam bardzo dużo i bardzo różnych, bo jestem wielorasowa i na pewno heterozygota oraz jedyna w swoim rodzaju. Ale ostatnio nie dość, że Pani zaczęła się interesować kocią genetyką, to jeszcze pojechała do ZOO i tam dopiero zobaczyła!

Ja, Mechatek nie chciałabym pojechać do ZOO, ponieważ tam się mieszka w klatkach albo na wybiegach, a nie w swoich własnych domach, ale z drugiej strony przychodzi tam mnóstwo ludzi, na pewno więcej niż do nas do domu i wszyscy chcieliby mnie Mechatka głaskać, co miałoby swoje ogromne zalety. Ale ponieważ Pani mówi, że nie oddałaby mnie teraz za nic, nawet za pięć tysięcy, to pewnie nie pojadę do ZOO. Ale i tak mam korzyści, ponieważ Pani zobaczyła tam mojego kuzyna i już wiadomo skąd się biorą Mechatki oraz wreszcie mam rodzinę.


 Mój kuzyn nazywa się kot chaus albo kot błotny albo jeszcze kot bagienny i mieszka od zachodniej, środkowej i południowej Azji az po Półwysep Indochiński, bo tak miał napisane na tabliczce przy swoim wybiegu. Więc możliwe, że ja Mechatek też się stamtąd wzięłam i wcale nie pochodzę od kota nubijskiego jak wszystkie koty, tylko od kota błotnego. A przynajmniej mam więcej jego genów niż inne koty w naszym domu. Co by się nawet zgadzało z wielu powodów, bo mamy mnóstwo podobieństw.

Przede wszystkim koty błotne wcale się nie boją ludzi i osiedlają się w pobliżu ludzkich siedzib, a ja Mechatek zostałam znaleziona na ulicy w pobliżu ludzkich siedzib czyli na osiedlu, a potem nawet zamieszkałam we własnej ludzkiej siedzibie, czyli u nas w domu. Oraz wcale się nie boję ludzi, a nawet wręcz przeciwnie, bo Pani mówi, że jestem nachalna, czyli chcę, żeby mnie głaskano cały czas. Oznacza to, że jestem bardzo oswojona. Koty błotne nigdy się całkiem nie oswoiły, zupełnie nie rozumiem dlaczego, może dlatego, że w Egipcie ludzie uznali, że tamte drugie koty nubijskie, które z nimi mieszkały są ładniejsze, tak samo jak ode mnie Mechatka większość kotów jest ładniejsza.

Mamy też podobny kolor futerka, bo one są płowe, a ja bura. Na to ładne pręgowanie ticked to jestem jednak za bardzo nierasowa bo się okazało, że ono wystepuje tylko u niektórych ras, jak na przykład kot abisyński, z którym to już w ogóle nie mam nic wspólnego. Z większością kotów rasowych nie mam nic wspólnego i dlatego się cieszę, że wreszcie znalazł się kot, do którego jestem podobna. Dzięki temu nie mam kompleksów oraz mam tożsamość.


Mamy również różnice. Najważniejsza jest taka, że one te koty błotne lubią wodę i nawet nurkują, bo ja Mechatek wody nie lubię. Poza tym one mają mioty, a w miotach nawet do sześciu młodych, a ja nie miałam ani jednego i Pani mówi, że mieć nie będę.

W sumie to najbardziej podobne mamy oczka, na co załączam dowód rzeczowy, czyli zdjęcie mojego kuzyna oraz mnie Mechatka, gdzie wszyscy mogą zobaczyć nasze podobieństwa oraz że naprawdę mam rodzinę.

Chchchrrrr...

10 sierpnia 2013

Kociaki z Ustronia

Kilka dni temu towarzyszyłam razem z Izą w narodzinach sześciu kociaków. Tosia to koteczka mieszkająca w Ustroniu w ośrodku, w którym pracuję. Miała być wysterylizowana, ale bardzo szybko wyrwała się w świat i właściciele nie zdążyli. Urodziła zdrową gromadkę, a większość już ma domki. To było bardzo wzruszające patrzeć, jak po kolei pojawiają się na świecie. Niezwykły moment. Nie wiedziałam, że są wtedy tak małe.

7 sierpnia 2013

Mechatek o ulubionych kocich zapachach



... czyli o skarpetach i sandałach

W związku z tym, że ludzie różnią się od kotów i to bardzo, o czym ja Mechatek zawsze przypominam, to pojawiają się między nimi kwestie sporne. Kwestia sporna polega na tym, że dwie osoby, kocia i ludzka, mają na jakiś temat inne zdanie.


Kwestie sporne mogą dotyczyć różnych spraw, jak na przykład chodzenie po stole przez kota, wyczesywanie kota i obcinanie mu pazurków, podawanie tabletek, obgryzanie kwiatków i jeszcze wiele innych, które mają dla osób kocich i ludzkich zasadnicze znaczenie. I to wszystko są kwestie praktyczne. Ale są jeszcze kwestie teoretyczne, czyli gust. Pani mówi, że o gustach nie powinno się dyskutować, bo każdy może mieć swój gust, byle nie przeszkadzał innym ludziom albo kotom.


Więc ja Mechatek się chciałam zapytać, dlaczego u nas w domu dyskutuje się o naszych, czyli Reszki, mnie Mechatka i Niuty gustach zapachowych? I jeszcze się je na dodatek komentuje? I to za każdym razem, kiedy wąchamy sandały albo skarpetki, które właśnie zostały zdjęte przez człowieka?

To, że ludzie wymyślili kulturę i cywilizację i dlatego zapomnieli dużo ze swojego instynktu i nie czują zapachów tak wyraźnie jak koty, wcale ich nie usprawiedliwia. Bo jest jeszcze ważna rzecz, która się nazywa empatia i o której ja Mechatek już pisałam i mogliby się nią wykazać i dzięki temu ich zdziwienie byłoby mniejsze. Może ludzie nie mają aż tak dobrego instynktu i nosa, jak koty, ale niektórzy przecież maja empatię.

A w tym wszystkim chodzi, proszę Państwa, o feromony. To są takie specjalne zapachy, które mają koty i inne zwierzęta i ludzie trochę też i które są bardzo ważne, bo dostarczają kotom bardzo ważnych informacji o innych kotach. A zwłaszcza chodzi o koty płci przeciwnej, czyli o kocury. Niestety, u nas w domu żadne kocury nie występują, bo występujemy tylko my cztery, czyli Reszka, ja Mechatek, Sonia i Niuta. I to jest wielka szkoda, bo nie ma takich feromonów, które podobałyby się nam na wiosnę, kiedy zaczynamy za kocurami tęsknić.

Tęsknimy tylko dwie, bo w czasie operacji guza nasz pan doktor wyciął Reszce ze środka jeszcze takie narządy, które odpowiadają za tęsknotę i teraz Reszka już nie tęskni za kocurami.

Ale feromony są ważne dla kotów przez cały rok, bo można dzięki nim dobrze poznać innego kota, a z powodu że u nas w domu nie ma kocurów musimy wąchać swoje własne i ludzkie feromony, które są trochę podobne i się osadzają na sandałach i skarpetkach zdjętych z nogi i przygotowanych do prania. Żeby poczuć feromony trzeba włożyć nos w skarpetkę, kapeć a w lecie w sandał i zrobić flehming, czyli skrzywić się w taki specjalny sposób, żeby kawałki feromonów dostały się do pyszczka i do nosa. A wtedy kot się zrobi rozanielony i się zawiesi na moment, co się nazywa napawanie zapachami.
I to chyba ludzie są w stanie zrozumieć, bo też lubią być rozanieleni i czuć piękne zapachy. I to by była dopiero empatia!

Ja Mechatek, co prawda nigdy nie widziałam pani wąchającej swoje kapcie albo sandały, ale gdyby jednak spróbowała, to by się przekonała, jakie zapachy są najpiękniejsze na świecie i by się przestała dziwić.

Chchchrrr!

26 lipca 2013

Mechatek o mleku



Proszę państwa! Właśnie się dowiedziałam, że koty nie powinny pić mleka.

A przynajmniej niektóre koty, a już przede wszystkim koty dorosłe, czyli takie jak my, „dziewczęta”. I podobno mleko dla kotów jest niezdrowe, bo mogą dostać od niego biegunki i jeszcze na dodatek niebezpieczne. A już zwłaszcza dla kotów, które mleko ostatni raz piły w kocięctwie, a potem się odzwyczaiły, bo jadły tylko specjalne karmy i piły tylko wodę.
I ja Mechatek chciałabym uroczyście oświadczyć, że bardzo mi się to nie podoba oraz że nie rozumiem, jak się można od mleka odzwyczaić.


I mam do tego bardzo ważne powody. Bo po pierwsze, u nas w domu my wszystkie trzy „dziewczęta”, czyli Reszka, ja Mechatek i nawet rasowa New dostajemy mleko. I tak się dzieje, odkąd pamiętam, czyli od samego początku, jak u nas w domu zamieszkałam. I nigdy z tego powodu nie miałam żadnych nieprzyjemności albo biegunki, która podobno też jest bardzo nieprzyjemna. Pani mówi, że to wcale nie jest diagnostyczne, ponieważ ja Mechatek zjem wszystko i nic mi się nie stanie, a nawet przeżyję bombę atomową, a co dopiero mleko.

Ja Mechatek jem przecież wszystkie draceny, a raz nawet wyżarłam diffenbachię, która jest śmiertelnie trująca, a od mojego wyżarcia zdechła, za to mnie nic nie było. A już na pewno nie było biegunki. No to skoro ja nie jestem diagnostyczna, bo jestem wyjątkowa, to nie, ale chciałam powiedzieć, że mleko bardzo lubię i piję zawsze, kiedy Reszka mnie nie odgoni.
New też dostaje mleko, ale co z tego, jak ona jest jedyna która mleka nie lubi. Może jej się nie podoba zapach, bo tylko podchodzi do miseczki z mlekiem, powąchuje je i odchodzi, czego ja Mechatek zupełnie nie mogę zrozumieć. Gdyby odchodziła, jak ją Reszka odgoni, to bym rozumiała. To wszystko pewnie dlatego, że ona jest rasowa, więc może nie tylko z papierami i futrem ma inaczej.

U nas w domu największą miłośniczką mleka i przetworów mlecznych jest Reszka, która do miseczki z mlekiem przybiega zawsze pierwsza, bo nie ma jej kto odgonić. Udaje jej się wypić najwięcej, od czego robi się wielka i gruba i Pani nazywa ją Pulpet, a czasami nawet jej się odbija, ale nawet ona nie dostaje biegunki. Reszka lubi też serki, kefiry, jogurty, śmietankę, twarożki oraz ser żółty, czyli to wszystko co Pani trzyma w lodówce i co się nazywa nabiał.

Ten nabiał Pani przynosi w reklamówce, a potem chowa do lodówki, żeby Reszka nie przegryzła opakowań, bo okazało się, że nawet do tego jest zdolna, o czym Pani się dowiedziała, gdy znalazła pół kilo sera żółtego na podłodze w kuchni z wygryzioną folią. U nas w domu mówi się, że jak Reszka zobaczy przetwór mleczny, to dostaje małpiego rozumu i to jest prawda.

My „dziewczęta” nie mamy z powodu mleka żadnych chorób. Ale skoro niektóre koty od mleka się pochorowują, to niech nie piją, bo będą miały nieprzyjemności.
Jedyną wadą mleka i przetworów mlecznych, jaką znam ja Mechatek, jest to, że są to smakołyki, co oznacza, że nie dostajemy ich codziennie, jak normalne chrupki, tylko co jakiś czas. Moim zdaniem ten jakiś czas jest stanowczo za długi. Niestety New nauczyła się otwierać tylko drzwi do małego pokoju, a nie do lodówki z nabiałem, ale to pewnie dlatego, że lodówka ma inną klamkę.

Gdyby New umiała otwierać lodówkę, to nabiał byłby codziennie i byłoby kocie szczęście. A gdyby Pani albo Nasz Drugi Człowiek protestowali, to Reszka i jej osobowość by ich odgoniły.

15 lipca 2013

Mechatek o kocich kolorach

Genetyka to jest taka nauka, która zajmuje się tym, dlaczego koty, jak mają młode, to mają zawsze małe kotki, a nie młode innego gatunku i to na dodatek podobne do swoich kocich rodziców, i jak to się dzieje, że koty mają futerka w różnych kolorach.

Odkąd Pani zaczęła się interesować kocią genetyką, czyli od momentu, jak u nas zamieszkała Niuta, to u nas w domu zaczęło bardzo wiele rzeczy okazywać. A nas w domu było wtedy cztery i każda inna, więc było sporo do okazywania i wszystkie naraz dowiedziałyśmy się o sobie zupełnie nowych rzeczy, a zwłaszcza o tym, jak się nazywają naprawdę kolory naszych futerek. Nawet ja Mechatek się dowiedziałam, bo do tej pory myślałam, że jestem tylko bura, a czasem Paskudek.

Że Niuta jest bardzo rasowa i ma specjalny kolor, to było wiadomo od początku, bo ona ma na to całe mnóstwo papierów i nawet inne oficjalne imię. I dlatego zna imiona wszystkich swoich przodków i ma w tych papierach napisany swój kolor, który się nazywa n22. I te literki oznaczają kolor główny (n - czarny), a cyferki - wzór pręgowania.

Ale ani Reszka ani ja Mechatek nie mamy żadnych papierów (i Sonia, której już nie ma, też nie miała) tylko książeczki zdrowia kota, w których jest napisane, kiedy byłyśmy u pana doktora i po co. W książeczce zdrowia kota Sonia miała jeszcze na pierwszej stronie ważną informację, że ma rasę „kot domowy”, a maść „buro-białą”. W książeczce zdrowia kota Reszki jest za to napisane, że jest wielorasowa i czarno-biała. Reszka ma jeszcze taką kartkę ze schroniska sprzed 12 lat, z którego została zabrana przez Panią, i z tej kartki wiadomo, że jest adoptowana, rasy mieszanej, a na dodatek „czarna, białe łapy”.
A ja Mechatek jestem tylko bura.

No, ale teraz Pani powiedziała, że dłużej tak być nie może, poczytała o specjalnych kodach oznaczających kolory futerek, pooglądała różne obrazki, pooglądała nas, nauczyła się nowych wyrazów i wszystko się okazało.

29 czerwca 2013

Skutki popołudniowego sexu

Około czwartej po południu, siedzę przy komputerze, stukam teksty dla jednej z firm, z którą współpracuję jako copywriter. Nagle z mieszkania znajdującego się piętro niżej dobiega okrzyk. Po chwili kolejny. Po chwili cała rytmiczna seria. Aha! Już rozumiem! To pewnie ci nasi sąsiedzi, o których mi mówił R. Podobno lubią się głośno kochać.

„Głośno” to mało powiedziane. Jest środek dnia. Jest centrum miasta. Słychać. Bardzo słychać. Pani bardzo krzyczy. No nic to, zrobię sobie przerwę, wyjdę na balkon, zapalę. Na balkonie słychać jeszcze bardziej. Wracam do komputera, zakładam słuchawki z muzyką. Po dwudziestu minutach zdejmuję. Pani krzyczy dalej. Na pisaniu skupić się nie da, zrobię coś pożytecznego. Zmywam naczynia, sprzątam kocią kuwetę. Wychodzę na balkon. Pani krzyczy dalej. Może poodkurzam? Poodkurzam.

20 czerwca 2013

Mechatek nie nudzi się nigdy



Proszę Państwa! Chciałabym dzisiaj napisać o tym, że ludzie myślą, że kot może się nudzić, a to jest kompletna nieprawda, co wiedzą wszystkie koty, a zwłaszcza ja Mechatek, ponieważ jestem kotem doświadczonym.

Wynika to z tego, że ludziom koty mylą się z ludźmi, i jeszcze z tego, że ludzie nie mają aż tyle możliwości nienudzenia się. Koty nie nudzą się nigdy i to się nazywa teza, bo prawdziwy wykład powinien mieć tezę. I teraz będę tę tezę udowadniała.

Po pierwsze: kot nie ma czasu się nudzić, bo ma bardzo dużo domowych obowiązków i musi je wszystkie ogarnąć. Kot musi zjeść tyle chrupek i wypić tyle wody ile potrzebuje i to każdego dnia. U nas jedzenie Pani daje do kilku miseczek i trzeba najpierw zobaczyć, czy do którejś nie dała innych chrupek, co oznacza, że trzeba obejść wszystkie miseczki i dokładnie obwąchać. Codziennie.

Kot musi też znaleźć dla siebie wygodne miejsce do spania, co jest bardzo ważne, bo żeby się porządnie wyspać, kot potrzebuje nawet 16 godzin snu i to jest bardzo dużo. Znalezienie najwygodniejszego miejsca w całym domu nie jest łatwe, bo trzeba codziennie sprawdzić wszystkie fotele, wersalki, poduszki, półki, koszyki i specjalny domek dla kotów w kratkę ze sklepu i umieć wybrać to najwygodniejsze miejsce. U nas codziennie okazuje się, że inne miejsce jest najwygodniejsze i się o to kłócimy, ale w sumie to Sonia najbardziej lubi domek w kratkę, Reszka poduszkę z fotela, New półkę na drapaku, a ja Mechatek półkę w kuchni albo pod biurkiem, bo stamtąd wszystko widać, a zimą najbardziej lubię kaloryfer.


I jeszcze, jak przez okno wpadnie mucha albo ćma to kot ma obowiązek ją upolować, a najpierw długo obserwować jak lata i umieć wybrać dogodny moment. Najdogodniejsze momenty wybiera New, bo jak skoczy z fotela za owadem, to potrafi nawet urwać i potargać papierowy żyrandol i wtedy jest wielki huk, a Pani i Pańcio zaraz przybiegają, ale to się zdarzyło tylko raz. Ten obowiązek największy jest latem, bo zimą niestety ćmy znikają, więc nie jesteśmy tak obciążone.

Moim Mechatka najważniejszym obowiązkiem jest obserwowanie, co polega na tym, że należy usiąść na parapecie i długo patrzeć przez okno na wszystko, co się dzieje. Każdy kot wie, że za oknem dzieje się bardzo dużo i niczego nie wolno przegapić. U nas za oknem w dużym pokoju rośnie drzewo, na którym siadają ptaki i latają i znowu siadają. Cały czas trzeba być w gotowości, bo może któryś się zagapi i podleci bliżej. Niestety, złapać się ich nie da, bo są oddzielone szybą, ale raz jeden ptak wleciał do pokoju i wszystkie cztery chciałyśmy dobrze spełnić koci obowiązek, tylko że Pani przybiegła i go uratowała zanim wyrwałyśmy mu wszystkie pióra, a nie tylko ogon, więc się nie dało. I jeszcze dzięki temu Pani nauczyła się tak ustawiać kwiatki, żeby nie zostały zrzucone. Ten obowiązek należy głównie do mnie i New i należy go wypełniać przez cały dzień bez przerwy, no chyba że się wypełnia obowiązek spania. U nas w domu jest dużo okien, więc zanim poobserwuje się przez wszystkie, to trzeba już iść do kolejnego obowiązku.

Tym kolejnym obowiązkiem jest upolowanie zabawek, które wyciąga się z koszyka z kocimi zabawkami. Ten obowiązek nazywa się „Gdzie jest myszka?” i na szczęście Pani i Pańcio dzielą go z nami. Przed rozpoczęciem trzeba sobie wybrać jedną z myszek z koszyka, zanieść myszkę pod szafkę i wepchnąć najgłębiej, jak się potrafi. Potem trzeba poczekać na pytanie Pani albo Pańcia: Gdzie jest myszka? i zacząć poszukiwanie i wydobywanie myszki. To może trwać bardzo długo, bo wydobywamy, znów chowamy, wydobywamy, i znów upychamy, zrzucamy drobne przedmioty stojące na szafce, przekopujemy się przez książki, znów upychamy, przewracamy wazoniki i znów wydobywamy... A nie dość, że mamy myszkę białą dużą, dwie różowe, białą małą, czarną, zieloną i czerwoną, to są przecież jeszcze sznureczki, piłka i sztuczna fretka! I tym wszystkim kot ma obowiązek się zająć.

A gdzie czas na obdrapanie foteli (obowiązek Reszki i Soni)? Zrzucenie wszystkich papierów i drobnych przedmiotów z półek (obowiązek New)? Wyprodukowanie na futrze witaminy D, do czego trzeba bardzo długo siedzieć na słońcu, a potem jeszcze zlizanie jej z futerka (obowiązek wszystkich kotów)? A kiedy czas na umycie CAŁEGO futerka (ja Mechatek bardzo rzadko to robię, ale jednak)?
I to wcale nie jest tak, że jak ludzie wrócą do domu i jest bałagan (ludzie tak nazywają przewrócone kwiatki i zrzucone papiery) to znaczy, że kot się nudził. Było całkiem na odwrót: kot nie dopuścił do nudzenia się i kiedy tylko pojawiło się zagrożenie nudą, zaraz zareagował i zrobił co do niego należy i udało mu się nie nudzić, za co powinien być pochwalony.

A wtedy, kiedy wygląda tak jakbym się nudziła, co u nas w domu nazywa się, że Mechatek się zawiesił, to wcale nie jest nuda tylko kocia medytacja, bo ja wtedy wytwarzam witaminę D i rozważam to, co ludzie powiedzieli, na przykład: „aż taka brzydka to nie jest”, „może nie jest najpiękniejsza ale ma wdzięk”, „Mechatku, jak ty ładnie chodzisz na smyczy” i z tych rozważań bierze się moja mechatkowa mądrość i brak kompleksów.
Proszę Państwa, to wszystko co napisałam, to są dowody na to, że kot nie może się nudzić, bo nie ma kiedy, więc ludzie bardzo się mylą. I wszystkie te dowody są „po pierwsze”, bo są tak samo ważne. Ja Mechatek mam w tych sprawach dużo doświadczenia, bo doświadczenia w byciu kotem zbieram już od sześciu i pół roku. A jak ktoś ma mądrość i doświadczenie, to może być autorytetem. No to jestem.

Chchchrrr...

18 czerwca 2013

Dobry portret

Dobry portret powinien oddawać charakter osoby przedstawionej na zdjęciu. A przynajmniej jego część. Ten portret znakomicie oddaje pewną część osobowości Reszki.


15 kwietnia 2013

Mechatek o najnowszych trendach w kociej modzie



Ja Mechatek jestem kocim autorytetem w wielu sprawach, a większości rzeczy dowiedziałam się przez obserwację, która jest najważniejszym sposobem uczenia się u kotów, a jak się jeszcze do obserwacji doda przemyślenia, których ja Mechatek mam dużo, to razem będzie mądrość.

A w tym felietonie ja Mechatek chciałabym napisać o tym, że Niuta czasami ma długą kryzę, a czasem krótką i to zależy od pory roku. W przeciwieństwie do kotów ludzie nie mają kryzy ani w ogóle futerka i dlatego muszą nosić ubrania, na przykład swetry, na których potem można spać i się zwijać w kłębuszek, z czego my wszystkie cztery korzystamy, jak pani zapomni schować sweter do szafy.

New z krótką kryzą
fot. Rafał Nowakowski
(Nasz Drugi Człowiek)
NewI kiedy ludzie czasami noszą grube swetry, a czasami cienkie to się nazywa moda. U kotów nie występuje moda tylko linienie, które odbywa się na wiosnę oraz na jesień. Po nas trzech czyli Reszce, mojej największej przyjaciółce Soni oraz po mnie Mechatku ani mody ani linienia specjalnie nie widać, ponieważ jesteśmy krótkowłose, za po Niucie, która jest półdługowłosa z powodu bycia majnkunem modę widać bardzo i to nawet niekoniecznie tylko na wiosnę.

Najbardziej było widać w tym roku w zimę. Niuta mieszka u nas w domu już prawie cztery lata i do tej pory zawsze zmieniała futro na jeszcze bardziej półdługowłose, z czego było mnóstwo zamieszania, bo pani musiała stare włosy Niuty bardzo odkurzać, a wiadomo co się dzieje z kotami, jak ludzie odkurzają, o czym ja Mechatek już pisałam w felietonie pod tytułem: „Bo oni odkurzają”, więc jakby ktoś bardzo chciał, to może sobie przeczytać na własne oczy.

A jak już Niuta zgubiła wszystkie stare włosy, to miała całkiem nowe futro i najbardziej to było widać po ogonie oraz kryzie na szyi, która się robiła spektakularna. Tak pani powiedziała, a ja Mechatek przez obserwację nauczyłam się tego słowa i dlatego tak napisałam. Taka spektakularna kryza wymaga pielęgnacji, bo trzeba ją wyczesywać, żeby była również piękna, ale ma też zalety, bo wszyscy ją podziwiają, a razem z nią Niutę i wołają: „Jaka ona piękna!” albo „Jaka puszysta!” i dzięki temu Niuta może skupiać na sobie uwagę.

A w tym roku było inaczej, co polegało na tym, że chociaż Niuta liniała i trzeba było odkurzać, to jej kryza się nie zrobiła spektakularna. Pani mówi, że czasem tak jest, bo jak w domu jest ciepło, to nie trzeba aż tak puszystego i półdługowłosego futra, a u nas w domu jest ciepło.

Ale moim Mechatka zdaniem to wynika z czegoś zupełnie innego, a mianowicie z mody. I Niuta w tym roku nie miała aż takiej półdługowłosej kryzy, bo modne były krótkie. Jak wiadomo, z bycia majnkunem wynikają różne konsekwencje, na przykład wielkość, posiadanie papierów oraz możliwość bywania na wystawach, więc chociaż nasza Niuta na wystawach nie bywa, to kiedyś jednak bywała, jak jeszcze mieszkała u siebie w hodowli i raz nawet dostała puchar, a na takiej wystawie trzeba przecież być modnym. Z tego wynika, że my trzy czyli Reszka, Sonia i ja Mechatek tej zimy też byłyśmy modne i jakbyśmy chciały, to pojechałybyśmy na wystawę, gdzie jest dużo ludzi, którzy mogliby miziać mnie Mechatka non-stop.

Pani mówi, że nie ma sprawy i na pewno mnie Mechatka na wystawę zabierze, jeśli tylko zostanie stworzona specjalna kategoria pod nazwą: koty z urodą wielką jak u Mechatka. I kto wie, czy koty mechatkopodobne nie zrobiłyby się wtedy najmodniejsze na świecie, a ja Mechatek byłabym do siebie najbardziej podobna i wygrywałabym wszystkie wystawy.

Chchchrrr!

4 kwietnia 2013

Mechatek o tym, że przy jedzeniu się nie wybrzydza



Ja Mechatek na początku chciałabym złożyć oświadczenie. Ono jest o tym, że ja Mechatek jestem kotem bardzo doświadczonym w sprawach jedzenia...

... i nic co kocie nie jest mi obce, a także o tym, że jestem kocim autorytetem i dlatego moja opinia powinna być bardzo ważna, zwłaszcza dla ludzi, którzy mieszkają z kotami, proszę państwa.


Pani mówi, że ja Mechatek jestem prawdziwym ekspertem w sprawach jedzenia, gdyż „Mechatek zje wszystko” i to jest prawda. Nigdy nie wybrzydzam przy miseczce i wszystko mi smakuje, co oznacza że jestem smakoszem. Mój brak wybrzydzania wynika z tego, że wzięłam się z ulicy, na której nie było wcale żadnego jedzenia, a na dodatek było zimno, więc w ogóle nie można było wybrzydzać, nawet jakby się bardzo chciało, a także z tego, że mieszkam z trzema innymi kotami, z przede wszystkim z Reszką, która jest szefową i dlatego ma prawo podejść do miseczki pierwsza i z tego prawa korzysta. Dlatego nauczyłam się, że trzeba do miseczki dostać się jak najszybciej, gdy tylko pani nasypie chrupek, bo potem można zostać przegonionym i nie zdążyć.

Pani próbowała rozwiązać ten problem przez zrobienie kilku miseczek, tak żeby każda z nas miała swoją, ale to niczego nie zmieniło, ponieważ Reszka przegania mnie Mechatka od każdej miseczki po kolei, czego zupełnie nie rozumiem, bo przecież w każdej miseczce jest to samo czyli chrupki. Moim Mechatka zdaniem Reszce nie chodzi o chrupki, tylko o władzę i dlatego nie można tego zrozumieć, bo jak chodzi o władzę, to dzieją się rzeczy dziwne i nieobliczalne. Pani mówi, że tak jest nie tylko u kotów, ale u ludzi też, co mnie Mechatka nie uspokaja, zwłaszcza, że nie widziałam, żeby pani przeganiała innego człowieka od jego miseczki, jak ludzie jedzą.

Przez to wszystko wybrzydzanie u nas w domu jest niewskazane. Mnie Mechatkowi nie jest ono do niczego potrzebne, ponieważ smakują m każde chrupki, które pani upoluje i przyniesie do domu i dlatego mówi się o mnie, że jestem łapczywa. Pani powiedziała, że powinnam też napisać o tym, że to jest kwestia odpowiedniego wychowania kota lub kotów, z którymi się mieszka i że ludzie sami utrudniają sobie życie, bo popełniają błąd przed dawanie sobą manipulować.

Manipulować można przez głośne miauczenie, żeby człowiek usłyszał, że koty umierają z głodu, bo chociaż w miseczkach są chrupki, to nie takie jak powinny. I to ma skłonić człowieka do nasypania innych. I jak się człowiek raz pozwoli skłonić, to już zawsze będzie musiał pozwalać, ponieważ głośnie umieranie z głodu będzie narastać. I dlatego, pani zdaniem ważna jest konsekwencja w zachowaniu człowieka, ale moim Mechatka zdaniem niekoniecznie i pani od czasu do czasu mogłaby być bardziej niekonsekwentna.

Najważniejsze jednak jest, proszę pastwa, żeby karma była dobrej jakości, a nie byle jaka, bo wtedy chociaż chrupki są smaczne, to są dla kota niezdrowe. Polega to na tym, że na przykład Niuta powinna dostawać specjalne chrupki przeciwko robieniu się bezoarów w brzuszku, bo jest półdługowłosa, a Sonia dlatego, że często się myje i też jej się robią.

Reszka powinna mieć za to chrupki dla kotów nie posiadających już narządów godowych, żeby się z niej nie robił taki pulpet.

A ja Mechatek mogę dostawać każdą karmę.

Chchchrrr!

20 marca 2013

Mechatek o strasznym kaszaku



Wszystko się zaczęło od tego, że kilka tygodni temu Pani znalazła za moim uszkiem strupka, ale się wcale nie przejęła i powiedziała, że to pewnie od Reszki, która czasami mnie Mechatka wychowuje łapką pac! pac!, a ponieważ Reszka ma wiadomo jaki charakter, to pewnie mnie trochę zadrapała, co w interakcjach z Reszką jest sprawą normalną. I przez kilka tygodni nikt się moim strupkiem nie zajmował, aż się proszę Państwa okazało, że on urósł i to na dodatek bardzo, bo dało się go wyczuć podczas miziania i Pani się zaniepokoiła i powiedziała: „Mechatku, pojedziemy do pana doktora, żeby to obejrzał”, bo Pani jest bardzo przeczulona na takie sprawy, odkąd Reszka miała operację i mówi, że takich rzeczy nie należy lekceważyć, ponieważ jest się za swojego kota odpowiedzialnym, co polega na tym, że jak kot choruje albo człowiek ma takie podejrzenie na podstawie objawów, które u kota widać to trzeba z kotem koniecznie jechać do pana doktora.

fot. Rafał Nowakowski (Nasz Drugi Człowiek)

U mnie Mechatka objaw było można nie tylko zobaczyć, ale i dotknąć i on przypominał glutek pokryty kawałkami włosów oraz naskórka, który ze mnie Mechatka zszedł, ale Pani powiedziała, żebym nie opisywała aż z takimi szczegółami, bo niekoniecznie wszyscy moi czytelnicy wytrzymają, no to nie będę opisywała, bo jako felietonistka chciałabym, aby jednak wytrzymali.

I teraz będzie o podróży, która odbyła się autobusem, a ja Mechatek miałam założoną smycz oraz byłam schowana pod kurtką Pani, żebym nie zmarzła i nie zmokła, ponieważ tego dnia z nieba padały mokre płatki. I to był, proszę Państwa, straszny stres, więc ja Mechatek reagowałam. Moje reagowanie polegało na krzyczeniu: iiiuuułłł! iiiuuułłł! przez całą drogę bardzo głośno, żeby wszyscy usłyszeli, jak wielki jest mój stres i Pani jeszcze kazała mi napisać, bo pewnie wszyscy będą pytali czemu nie pojechałam w transporterku, że nie pojechałam w transporterku z dwóch powodów: ponieważ go nie mamy, a na dodatek zapakowana do transporterka stresowałabym się jeszcze bardziej i bym się po nim miotała i wyła i ja Mechatek to potwierdzam. Tak właśnie by było.

U pana doktora odbyło się badanie i się okazało, że mój strupek nazywa się kaszak, bo pan doktor powiedział: „O, pęknięty kaszak!” i był bardzo zdziwiony, bo kaszaki u kotów występują bardzo rzadko, a to już drugi kot z kaszakiem w tym tygodniu. I to jest dowód, że ja Mechatek jestem wyjątkowa. I jeszcze się okazało, że kaszak sam pękł i stąd był ten strupek, a nie od Reszki i w ten sposób się wyjaśniło. I pan doktor postawił mnie na stole i usunął resztki kaszaka bez znieczulenia, ale wcale nie bolało, bo jakby bolało, to ja Mechatek na pewno bym to objawiła.

I jeszcze na koniec pan doktor mnie zważył i się okazało, że jest mnie Mechatka aż 2,5 kilo i powiedział ”Jak na nią to dobrze” i ja Mechatek też tak uważam. I z mojego felietonu wynikają dwa morały: że jak u kota zrobi się objaw to trzeba pojechać na badanie oraz że kaszak jest straszny tylko w czasie podróży autobusem.

Chchchrrr!

14 lutego 2013

Mechatka rozważania o miłości



„Tam skarb Twój, gdzie serce Twoje”

Dzisiaj będzie, proszę państwa, o miłości, która jest najważniejszą sprawą, a kto wie, może nawet ważniejszą niż smakołyki albo mizianie. Pani mówi, że skoro ja Mechatek tak napisałam, to musi coś w tym być i to z kilku powodów:

  • po pierwsze, ponieważ napisałam „proszę państwa”, a ja Mechatek tak piszę tylko o rzeczach naprawdę ważnych, żeby ludzie od razu je rozpoznali;
  • po drugie, ponieważ ludzie mają takie święto, dzięki któremu pamiętają o miłości, ale w przypadku kotów takie przypominanie nie jest potrzebne, bo my pamiętamy cały czas, a ja Mechatek szczególnie, bo może mam mały rozumek, ale za to dobre serduszko;
  • po trzecie, ponieważ pani mówi, że jako felietonista powinnam czasem napisać coś z powodu okazji i na czasie, z czym ja Mechatek się nie zgadzam, bo uważam, że moje felietony powinny być ponadczasowe, no ale dobrze.


I dlatego jest ten felieton. A ja Mechatek zaczęłam go cytatem, żeby dodać mu powagi, gdyż jest to cytat z książki, która dla wielu ludzi jest bardzo ważna i dzięki temu cały mój felieton będzie ważny, proszę państwa. Gdyż miłość kocio-kocia i kocio-ludzka to jest podstawa kociego szczęścia, bez której nie byłoby ani miziania, ani smakołyków, ani wspólnego spania z moją największą przyjaciółką Sonią, ani leżenia na pani, ale w ogóle nic. I tutaj w ogóle nie chodzi o żadne zakochanie, które się ludziom myli z miłością, ale czym się to różni, to można zaobserwować na wiosnę, kiedy koty mają okres godowy i bardzo z tego wszystkiego krzyczą. U nas w domu też się to odbywa i wtedy Sonia śpiewa jakby była w operze, Niuta wyje, a ja Mechatek charczę na całe gardło, a Reszka kiedyś ćwierkała i walała się po podłodze, ale już tego nie robi, odkąd miała operację usunięcia narządów godowych. Sami państwo widzą, że to nie ma wiele wspólnego z prawdziwą miłością.


Z miłością ma za to dużo wspólnego, kiedy pani bierze mnie na kolana i mówi: kochany Paskudku albo bawi się ze mną sznureczkiem i woła: Mechatku, jaka Ty jesteś sprytna, a największym dowodem pani miłości do mnie Mechatka jest to, że mnie głaszcze i przytula, chociaż rzadko się myję. Największym objawem pani miłości do Soni jest to, że chociaż z powodu choroby Sonia zrobiła się niekuwetowa, to pani sprząta wszystkie produkty papierem i tylko czasem narzeka i nawet nie krzyczy. Pani najczęściej narzeka na to, że ja Mechatek nie rozróżniam ludzi, bo wobec wszystkich jestem tak samo przyjacielska czyli nachalna. Pani powinna się dowiedzieć, że to dlatego, że ja Mechatek chciałabym być miziana non-stop, na co pani się nie zgadza i dlatego muszę zdobywać mizianie u innych ludzi, którzy przychodzą do nas do domu.

A jeśli chodzi o Reszkę, to Reszka jest dla pani kotem jej życia. I już.

I dlatego ten cytat trzeba przerobić: Tam skarb Twój, gdzie kot Twój.

Chchrrrr!

1 lutego 2013

Mechatek o tym, jak wychować sobie grzecznego człowieka



czyli o psychologii stosowanej człowieka

Marzeniem każdego kota jest mieszkanie z dobrze wychowanym i grzecznym człowiekiem. Grzeczny człowiek to bardzo ważny element relacji kocio-ludzkich.
Wszystkie koty wiedzą, że wychowanie człowieka nie jest sprawą łatwą i wymaga od kota wiele pracy oraz systematyczności, ponieważ ludzie nie wszystko rozumieją od razu i niektórych rzeczy trzeba ich uczyć po kilka razy, aż w końcu je zapamiętają i będą robić tak, jak trzeba. Ale ten wysiłek bardzo się opłaca, ponieważ dzięki temu mieszkanie z człowiekiem jest wygodne i niekłopotliwe i dostarcza kotu dużo przyjemności oraz smakołyków.

Żeby człowiek był grzeczny, trzeba się zabrać za jego wychowanie od samego początku, czyli od momentu kiedy tylko zacznie się z nim mieszkać. Obejmuje to mnóstwo spraw, na przykład takich jak nauczenie człowieka otwierania lodówki na żądanie kota, miziania kota zawsze wtedy i tylko wtedy, gdy kot chce, dawania smakołyków za każdym razem kiedy kot głośno demonstruje ich pragnienie, zwracania uwagi na kota i tym podobnych spraw, które wspólne mieszkanie czynią komfortowym.


Na szczęście ludzie, z którymi kot zaczyna mieszkać, są z reguły kuwetowi, więc nie trzeba ich tego uczyć, bo prawdopodobnie nauczyły ich już tego ich ludzkie mamy, tak samo, jak kocie mamy uczą kocięta korzystania z kuwety. Ale i tak pozostaje jeszcze mnóstwo rzeczy, które człowiek musi umieć.

Trzeba do tego wykorzystać metody, które się nazywają naukowe. Pani mówi, że to się nazywa psychologia stosowana. Ja Mechatek uważam, że to bardzo dobre określenie, bo metody się przecież stosuje i wtedy one działają. Najlepiej w przypadku ludzi sprawdza się metoda nagród i kar. Trzeba je stosować konsekwentnie, ale nie zawsze, żeby człowiek nigdy nie wiedział, co go spotka. Dzięki temu będzie grzeczny, bo będzie miał nadzieję, że tym razem dostanie nagrodę na przykład w postaci mruczenia. Najlepiej tę metodę opanowała Reszka, ponieważ ma nieobliczalny charakter i człowiek nigdy nie wie, co go w kontakcie z Reszką spotka.

Natomiast ja Mechatek nauczyłam panią bardzo przydatnej z kociego punktu widzenia sztuczki. Wymagało to wielu ćwiczeń, ale w końcu pani zrozumiała, o co chodzi. Wszyscy moi czytelnicy wiedza, że ja Mechatek uwielbiam mizianie i uważam, że powinno się odbywać przez cały czas. Niestety, pani uważa inaczej, więc ja Mechatek nie byłam miziana tak często, jak trzeba i dlatego musiałam zastosować psychologię stosowaną.

Nauczyłam panią zabawy, która polega na tym, że wyciągam do pani łapkę, pani mówi wtedy: Mechatku, przybij piątkę! i wyciąga w moją stronę rękę, a kiedy ręka i łapka się spotkają, pani woła: Ślicznie, Mechatku! i biegnie po smakołyk do lodówki albo zaczyna mnie miziać. Oba zachowania pani są do przyjęcia, więc nauczyłam ją też, że kiedy zrobi jedną z tych rzeczy, ja Mechatek przybiję piątkę jeszcze raz. Dzięki temu, że ja Mechatek znam takie naukowe metody mam dużo więcej miziania i smakołyków, co jest dowodem na to, że w wychowanie człowieka warto włożyć trochę wysiłku.

Chchchrrr!

21 stycznia 2013

Mechatek o tym, jak Niutka miała urodziny



Nasza Niuta miała niedawno urodziny. I, proszę państwa, było to wydarzenie wyjątkowe z kilku powodów, które są ważne.

Żeby państwo sobie uświadomili te powody, ja Mechatek zaraz je dokładnie opiszę. Tych powodów jest trzy.

Po pierwsze, Niuta jest jedyna z nas wszystkich czterech, która może obchodzić urodziny, ponieważ wiadomo, kiedy je ma. Niuta przyjechała do nas z hodowli razem ze wszystkimi papierami, które nazywają się książeczka zdrowia kota (i tam było napisane wszystko o szczepieniach Niuty i jej wizytach u pana doktora), umowa kupna (bo Niutka została kupiona, a nie zgarnięta z ulicy lub ze schroniska) oraz rodowód (i tam są napisane imiona wszystkich Niuty przodków aż do ósmego pokolenia). I dlatego Niuta jest arystokratką, a przynajmniej pani tak mówi, ale to pewnie dlatego, że pani zna swoich przodków tylko do praprababci. I we wszystkich tych papierach jest podana jej data urodzenia, która brzmi: 18.11.2008 oraz oficjalne imię, czyli Levada of Nemo*PL, którym u nas w domu nikt do Niuty nie mówi.


Z powodu tych wszystkich oficjalnych papierów oraz przodków Niuta jest majnkunem, w odróżnieniu od Reszki, Soni i mnie Mechatka, bo my jesteśmy rasy mieszanej i mamy tylko książeczki zdrowia kota, w których nie ma dat naszych urodzin, bo nikt ich nie zna. I dlatego my trzy obchodzimy tylko udomowiny.

Po drugie, u nas w domu urodziny i udomowiny się obchodzi, co z kociego punktu widzenia ma ogromne znaczenie, ponieważ wtedy jest uczta, która polega na gotowanym kurczaku, makreli albo smakołyku z galaretką z puszki. W tym roku na urodziny Niuta dostała mokre chrupki z galaretką do specjalnej miseczki oraz więcej miziania.

Najważniejsze w urodzinach albo udomowinach jest to, że nawet, jak ma je tylko jedna z nas, a tak się zazwyczaj składa, to dotyczą one nas wszystkich czterech, ponieważ smakołyki są tego dnia dla wszystkich.

A po trzecie, Niuta skończyła właśnie cztery lata, co oznacza, że jest już całkiem dorosła. Największe nadzieje wiąże z tym Sonia, która ma z Niutą konflikty wynikające z tego, że Niuta chce się z nią bawić przez ganianie i skakanie na Sonię z góry, a Sonia nie lubi żadnych zabaw i bardzo się denerwuje. A pani kiedyś przeczytała, że dorosłe kotki majnkunów poważnieją i stają się damami, a damom nie wypada bawić się tak gwałtownie.

Wygląda jednak na to, że nasza Niuta chyba nie zamierza zostać damą, co można poznać po tym, że wcale nie spoważniała po swoich czwartych urodzinach i nadal uprawia skakanie na Sonię jak mały kociak, chociaż jest od niej cztery razy większa. Pani mówi, że to dobrze, że Niuta jest taka wesoła i żywiołowa, ale Sonia uważa inaczej i ja ją rozumiem.
Niutę też rozumiem, a ponieważ Sonia jest moją największą przyjaciółką, a Niuta moją drugą największą przyjaciółką, to się nie wtrącam. Z mojego mechatkowego punktu widzenia ilość urodzin Niuty nie ma znaczenia, chociaż mogłoby być ich więcej, żeby było więcej uczt. I to się, proszę państwa, nazywa podejście pragmatyczne.

Chchchrrr!

9 stycznia 2013

Pudła w życiu kota



Gdybym ja Mechatek pisała tylko dla kotów, to w ogóle nie musiałabym poruszać sprawy pudeł.

Są pewne sprawy oczywiste dla wszystkich kotów na świecie, więc nie ma potrzeby ich wyjaśniania, chyba, że mamy do czynienia z ludźmi, bo jak wiadomo ludzie nie wszystko rozumieją. Kociego entuzjazmu wobec pudeł nie rozumieją zupełnie. Więc ja Mechatek podam im teraz kawę na ławę, żeby się dowiedzieli i nie mówili, że pudła i koty to jest jakaś tajemnicza sprawa i przestali się zastanawiać.

Tymczasem sprawa jest bardzo prosta i doskonale rozumie ją każdy kot i to od wczesnego kocięctwa. Pudła i pudełka są cudowne. Absolutnie cudowne. Niezależnie od wielkości i wszystkiego innego. Gdyż pudła, proszę państwa, nadają się do robienia mnóstwa cudownych rzeczy, które koty uwielbiają.

Pudła można obwąchiwać, obchodzić dookoła, wskakiwać na nie, zeskakiwać, gonić drugiego kota dookoła pudła, wchodzić do środka, wychodzić, czekać aż drugi kot wyjdzie, chować się, wyskakiwać z pudła niepodziewanie dla innego kota, obserwować mieszkanie ze środka pudła oraz zwijać się w kłębuszek i spać. I te wszystkie cudowne rzeczy zaspokajają wiele ważnych potrzeb kota.


Zasadniczo rzecz biorąc, pudła można podzielić na dwa rodzaje, z których wynika ich zastosowanie w życiu kota. Pudła małe nadają się do wchodzenia do nich i jako legowiska. Ponieważ koty mają taką właściwość, że potrafią przyjąć kształt i wielkość naczynia, do którego wejdą, to wystarczy do tego nawet bardzo małe pudełko, co u nas w domu można zauważyć na przykładzie Niuty, która się w ten sposób zipuje. To jest takie słowo, które pani podpowiedziała mi Mechatkowi, żebym jak najlepiej opisała, co się dzieje z Niutą, jak zobaczy małe pudełko. Pani mówi, że ludzie czasami zipują różne rzeczy w komputerze, żeby zajmowały mniej miejsca, co by się zgadzało, gdyż Niuta jest duża z powodu bycia majnkunem, a zzipowana w małym pudełku zajmuje bardzo mało miejsca i robi się prostokątna. I można to zobaczyć na zdjęciu, które ja Mechatek dołączyłam jako dowód rzeczowy.

Drugim rodzajem pudeł są duże pudła. Duże pudła służą jako kryjówki, drapaki i labirynty pod warunkiem, że człowiek będzie współpracował. Współpraca człowieka polega na wycięciu w dużym pudle otworów, przez które będzie można wchodzić do środka i wychodzić ze środka, a najlepiej, jak otwory zostaną wycięte w miejscach zaskakujących, bo wtedy jest większa niespodzianka i więcej zabawy.

Ja Mechatek zaobserwowałam, że ludzie nie lubią robić tych cudownych rzeczy z pudłami i prawdopodobnie dlatego nie rozumieją, dlaczego my koty to lubimy. Pudła i pudełka prawdopodobnie służą ludziom do robienia innych rzeczy, które na szczęście nie wywołują konfliktu interesów ludzkich z kocimi i moim Mechatka zdaniem tak powinno pozostać. Ja Mechatek chciałabym ludzi zachęcić do zwiększenia ilości radości życia w życiu kotów, z którymi mieszkają. Radość życia można wnieść do domu razem z pudłem, które należy rozpakować i postawić, a kot już będzie wiedział, co z nim zrobić.

Możliwe, że gdyby ludzie spróbowali zachowywać się wobec pudeł jak koty, to ich entuzjazm byłby tak samo wielki i niczego nie trzeba byłoby im tłumaczyć, bo mieliby za sobą osobiste doświadczenie, które pozwala pewne sprawy zrozumieć najlepiej i to bez żadnych słów. Jednak nie będę ich do tego zachęcać, ponieważ gdyby odkryli, jak cudowne są pudła, to koty, z którymi mieszkają, nigdy by się do pudeł nie dopchały, bo ludzie przebywaliby w nich przez cały czas.

Chchchrrr!

4 stycznia 2013

Mechatek o tym, jak Sonia przeżyła sanację



Dzisiejszy mój Mechatka felieton będzie poświęcony mojej największej przyjaciółce Soni, a właściwie jej zdrowiu, a jeszcze bardziej właściwie temu, że Sonia tego zdrowia ma bardzo niewiele, natomiast ma dużo różnych chorób i to od wielu lat.Część z nich wynika z wieku, a część nie wiadomo z czego i nawet nasz pan doktor nie wie, chociaż Sonia miała różne badania, do których trzeba było pobierać krew z łapki.


Pani mówi, żebym nie pisała o wszystkich chorobach Soni naraz, bo w jednym felietonie na pewno nie starczy miejsca albo by trzeba napisać felieton bardzo długi, a wtedy czytelnicy by się znudzili albo by powstała encyklopedia, która jest bardzo gruba i ciężka i lepiej żebym się skupiła na jednej sprawie. No to ja się skupię na tym, że ostatnio Sonia przeżyła sanację.

„Sanacja” to jest nowe słowo, które ja Mechatek poznałam i podobnie jak przy słowie „procenty” stało się to przy chorowaniu jednej z nas. O procentach dowiedziałam się, kiedy w ubiegłym roku Reszka miała straszną rzecz, która nazywa się operacja, ale na szczęście wtedy się okazało, że Reszka należy do tych procent, które mówią, że guz na brzuszku był niezłośliwy. Sonia nie miała operacji tylko sanację, ale sanacja też wymaga narkozy, bo chociaż pochodzi z obcego języka, w którym oznacza uzdrowienie, to jest bardzo nieprzyjemna i dlatego żaden kot nie powinien jej bez narkozy doświadczać.

Pani powiedziała jeszcze, że sanacji mogą podlegać różne rzeczy, na przykład całe państwa czyli wielkie tereny, na których żyje wielu ludzi, ale w przypadku Soni był to pyszczek w środku. W gabinecie u naszego pana doktora pyszczek w środku nazywa się jama ustna, więc Sonia doświadczyła sanacji jamy ustnej.

O tym, że sanacja będzie konieczna Sonia powiedziała pani sama, bo chodziła za panię po domu i płakała, aż pani obejrzała ją całą dokładnie, żeby sprawdzić, co kota boli. I okazało się, że Sonię boli w pyszczku, bo na zębach zrobiły jej się kamienie, a pod jednym nawet ropa w postaci bulwy i kto wie, czy to nie jest jeszcze jeden skutek uboczny lekarstw, które Sonia przyjmuje już ponad rok. Więc pani natychmiast zapakowała Sonię w kocyk i do torby i pojechała do pana doktora, który stwierdził dwie rzeczy: że tego zęba z bulwą usunie od razu i że w sobotę zrobi Soni sanację.

I w sobotę trzeba było zostawić Sonię w gabinecie na cztery godziny, w czasie których pan doktor czyścił jej pyszczek w środku z kamieni i usunął jeszcze inne zęby, a pani przeżywała bardzo wielki stres i dlatego chodziła tam i z powrotem po całym mieszkaniu przez cały czas, bo nie wiadomo było, jak Sonia zniesie narkozę, gdyż ma te inne choroby, które pogarszają jej stan ogólny i bardzo mało waży.

Na szczęście sanacja przebiegła bez problemów, a Sonia wyszła z narkozy bardzo dobrze, jak powiedział pan doktor. I mimo tego, że wokół pyszczka miała ślady po sanacji, a w środku rany, to zaraz po powrocie do domu rzuciła się do miseczki. Pan doktor powiedział jeszcze, żeby odstawić na razie Soni te tabletki, które dostaje od ponad roku i że Sonia może od razu jeść, co chce, nawet suche chrupki, jak lubi, ale pani uznała, że po tym wszystkim należy jej się miękki smakołyk z galaretką prosto z puszki, żeby nie musiała gryźć. Kiedy ja Mechatek miałam chore ząbki też dostawałam takie smakołyki, co było wielką zaletą chorowania.

A na koniec ja Mechatek chciałabym jeszcze napisać, że proszę państwa, należy swoim kotom regularnie sprawdzać pyszczki w środku, żeby od razu zauważyć kamienie albo bulwy, a także jak się już je zauważy natychmiast zawieźć do pana doktora, żeby kot nie cierpiał, a po wszystkim dać kotu smakołyka, który jest najważniejszą częścią rekonwalescencji. Gdyż na tym polega odpowiedzialność człowieka za kota.