24 października 2013

Mechatek o tym, jak się zaprzyjaźniła z New



Proszę Państwa! Zaprzyjaźnianie się jest długim procesem.


Proces to jest takie mądre określenie na to, że żeby się zaprzyjaźnić trzeba dużo czasu i jeszcze oswajania się ze sobą, bo sam czas nie wystarczy. Ja Mechatek jestem autorytetem i dlatego muszę używać mądrych wyrazów, a jestem autorytetem ponieważ zaprzyjaźniam się łatwo ze wszystkimi. Ludzie z zaprzyjaźnianiem się mają trudniej od kotów, bo żeby się zaprzyjaźnić muszą zjeść razem beczkę soli, co musi być bardzo niesmaczne, o czym wiem, bo kiedyś spróbowałam posolonego serka do kanapek i więcej nie chcę.


Na szczęście koty nie muszą jeść soli, za to muszą się oswoić i polubić, i wiele razy zjeść z jednej miseczki albo talerzyka, co zabiera trochę czasu oraz nerwów.
I teraz ja Mechatek opowiem o zaprzyjaźnianiu się na przykładzie New.
Dopóki u nas w domu nie zamieszkała New, co miało miejsce już kilka lat temu miałam dwie największe przyjaciółki, czyli Sonię, która była moją pierwszą największą przyjaciółką oraz Reszkę, która jest najważniejsza w całym domu, bo jest szefową, więc przyjaźnienie się z nią ma ogromne znaczenie, gdyż wtedy nie jest się przez nią napadanym i gryzionym, a przynajmniej nie tak często. Ja Mechatek zaprzyjaźniam się łatwo, ponieważ mam dobry charakter, który objawia się tym, że się nie obrażam i na nikogo nie napadam oraz potrafię ustąpić, zwłaszcza Reszce przy miseczce, a z moją pierwszą największą przyjaciółką Sonią potrafiłam nawet jeść z jednej miseczki. I to się nazywa, że jestem zupełnie niekonfliktowa.

Ale jak u nas w domu zamieszkała New, to się na początku wcale nie zanosiło, że się zaprzyjaźnimy, a Pani mówi, że „się działo, oj działo” oraz „kto by pomyślał, że Mechatek jest taka waleczna”.

Ja Mechatek wcale nie byłam waleczna, tylko wpadłam w histerię, bo kto to widział, żeby nagle w domu pojawił się kolejny kot i to tak znienacka. Więc natychmiast uciekłam za szafkę, żeby się schować i nie pozwalałam się stamtąd wyciągnąć, chociaż Pani próbowała, ale wtedy wyłam, plułam i charczałam, żeby pokazać, co o tym wszystkim myślę. A najgorsze było to, że New miauczała całkiem inaczej niż my i w ogóle nie można jej było zrozumieć, a to wszystko dlatego, że jest rasowa i nie wychowywała się z kotami tylko z majnkunami, które są tak samo wielkie jak ona i mają dużo futra. I jeszcze dlatego, że chociaż miała tylko sześć miesięcy, to już była większa od wszystkich dorosłych dziewcząt u nas w domu, co powodowało, że czułam zgrozę i ją objawiałam jak umiałam, czyli wyciem, pluciem i charczeniem.

Więc najpierw przez tydzień New mieszkała w osobnym pokoju, żebyśmy się przyzwyczaiły do jej zapachu, bo z kotami nie można nic na siłę. A jak ja przestałam już wyć, z czego Pani wywnioskowała, że się trochę przyzwyczaiłam, to można było zacząć nas spotykać wszystkie razem, żebyśmy się ze sobą oswajały. I najpierw było ostrożne omijanie się, a potem spotykanie się noskami w celu obwąchiwania się. I ja najpierw wtedy uciekałam, a potem przestałam uciekać, bo się okazało, że New chociaż jest taka duża, to wcale nie jest groźna, bo majnkuny są najłagodniejszą rasą na świecie. Jednak od tego, że się nie ma na czyjś widok histerii do zaprzyjaźnienia droga jest daleka, ale na szczęście nastąpił przełom i od tego się wszystko zaczęło.

Przełom polegał na tym, że New zachorowała. I trzeba z nią było pojechać do pana doktora, a później musiała mieć kroplami zakrapiane oczy i brać antybiotyki do pyszczka, co było bardzo nieprzyjemne, a ja Mechatek poznałam to po tym, że bardzo piszczała, a koty piszczą jak są nieszczęśliwe. A ja mam nie tylko dobry charakter, ale także wielkie serduszko, tak Pani mówi, więc jak New była nieszczęśliwa, to przychodziłam do niej i ją lizałam po główce, tak samo jak moją pierwszą największą przyjaciółkę Sonię, gdy była chora. I od tego zaczęła się nasza wielka przyjaźń.

Nasza wielka przyjaźń polega teraz na tym, że razem się bawimy bawidełkiem z piórek i piłeczkami i razem szukamy myszki w zabawie GDZIE JEST MYSZKA, która polega na chowaniu myszki pod szafką, a następnie jej wyciąganiu, i o której napiszę innym razem, a Pani mówi wtedy o mnie: „Jaka ona szybka”. I potrafimy też razem się bawić zabawkami ze sklepu, które polegają na popychaniu kulki łapką, żeby się toczyła, więc popychamy kulkę po dwóch stronach tunelu, raz ja do New, a raz New do mnie, a kulka się toczy i tak odbijamy kulkę do siebie, a ja jeszcze na dodatek ganiam za kulką cały czas. I jeszcze potrafimy razem spać zwinięte w kłębuszki obok siebie na żółtym kocyku albo na drapaku, co jest wielkim objawem przyjaźni oraz razem obserwujemy ptaki. I umiem jeść z New z jednego talerzyka albo miseczki, co wcale nie jest trudne, ponieważ ja Mechatek potrafię jeść z jednego talerzyka z każdym, chyba że mnie Reszka odgoni, ale jest bardzo ważnym elementem przyjaźnienia się.

No i teraz jest tak, że New jest moją kolejną największą przyjaciółką i wcale mi nie przeszkadza, że miauczy całkiem inaczej, ani że czasami mnie gania, ani nawet że jest rasowa i przez to trzy razy większa niż ja Mechatek, bo to przecież nie jest jej wina, tylko tego, że ma te wszystkie papiery. I to się nazywa akceptacja, która nie tylko w przyjaźni kocio-kociej jest najważniejsza.
Mechatek

15 października 2013

Inwestycja w nieruchomości

Z tego, że ja Mechatek jestem felietonistką wynikają różne rzeczy. Na przykład taka, że z nas wszystkich dziewcząt u nas w domu ja Mechatek jako jedyna zarabiam i mam własną pensję, dzięki której mogę zafundować Reszce oraz New chrupki i smakołyki.

Reszka w hamaku. Fot. Rafał Nowakowski

I dzięki temu przestałam być tylko Paskudkiem i jestem nie tylko autorytetem w różnych kocich sprawach, to jeszcze na dodatek jestem żywicielką.

Pensje służą do tego, żeby było gdzie mieszkać i mieć co jeść oraz żeby były smakołyki, co Pani mi wytłumaczyła, jak tylko zostałam felietonistką, żebym moją pensją dobrze gospodarowała. My wszystkie trzy, czyli ja Mechatek, Reszka i New mamy gdzie mieszkać, bo mieszkamy u nas w domu, a także mamy domek w kratkę. Mamy też co jeść, bo w szafce z chrupkami zawsze stoi kilka opakowań jedzenia z różnymi smakami chrupek, z których Pani nasypuje je do miseczek, żeby było urozmaicenie. A smakołyki się pojawiają z lodówki albo specjalnych saszetek. Ale, żeby się pojawiły, to najpierw trzeba je kupić w sklepie, a u nas w domu to jest obowiązek Pani. I żeby na to wszystko wystarczyło, to trzeba rozsądnie gospodarować moją mechatkową pensją.

Przytulamy się

1 października 2013

Mechatek o potworach i wielkiej łagodności Niutki



Ten felieton jest ku przestrodze i żeby ludzie bardzo uważali.

Pani mówi, żebym dodała, że dotyczy to zwłaszcza tych ludzi, którzy od czasu do czasu zabierają swoje koty na spacery do lasu albo na łąkę, tak jak Niutę i mnie Mechatka, albo pozwalają im wychodzić do ogródka, jak mają. I jeszcze powinni uważać tacy ludzie, którzy byli w lesie nawet bez kota, bo z tego lasu mogą przynieść do domu na ubraniu POTWORA. Ponieważ, proszę państwa, sezon na POTWORY się powoli kończy, ale w przyszłym roku będzie znowu i trzeba zawczasu się do tego nastawić.

To słowo trzeba pisać wielkimi literami, bo kiedy pani je wypowiada to zawsze krzyczy: POTWÓR! POTWÓR! i zaraz się robi wielkie zamieszanie w całym domu, bo POTWORA trzeba natychmiast usunąć, żeby nie narobił szkód, czyli na przykład groźnych chorób ludziom albo kotom. Pani tak krzyczy, ponieważ osobiście miała do czynienia z POTWORAMI tylko dwa razy w życiu i się nie oswoiła i nie nauczyła, jak je usuwać, więc jest wtedy wielkie przerażenie, bo co innego oglądać POTWORY na obrazkach w książce, a co innego na żywe oczy we własnym domu i do tego na Niutce.

U nas w domu taka sytuacja miała miejsce raz, kiedy Niutka leżała sobie spokojnie na fotelu, a pani podeszła ją pogłaskać i nagle zaczęła ją głaskać coraz szybciej i to po całym futerku i je rozgarniać, a zwłaszcza na pyszczku między wąsami i zaczęła krzyczeć że ona nie umie czegoś takiego wyciągnąć, boi się, nigdy żywego nie widziała, POTWÓR! POTWÓR! A POTWÓR był przyczepiony do pyszczka Niutki, trzeba go było wyciągnąć go specjalnymi szczypcami i wyrzucić do ludzkiej kuwety, a potem przytknąć do pyszczka Niutki wacik z płynem, który nieładnie pachniał, co się nazywało odkażanie i już było po wszystkim.

I zrobiła się bardzo nerwowa atmosfera, a my przyglądałyśmy się temu wszystkiemu z kącika, bo pani krzyczy rzadko i to zawsze oznacza, że stało się coś groźnego, więc lepiej wtedy nie podchodzić i się schować. Ale w związku z tym, że POTWÓR został wykryty na jednym kocie, to trzeba było sprawdzić nas wszystkie, więc zaraz potem pani dokładnie sprawdziła nasze futerka, co było bardzo miłe, bo w nich gmerała i rozgarniała, co ja Mechatek bardzo lubię i nawet Reszka na to sprawdzanie pozwoliła. I na szczęście okazało
się, że więcej POTWORÓW nie ma.

Kiedy już POTWÓR został usunięty z niutkowego pyszczka, pani potem długo siedziała, patrzyła na Niutkę, wzdychała i się zachwycała, jakim Niutka jest cudownym i łagodnym kotem, bo nawet nie pisnęła ani nie zmieniła pozycji, tylko drzemała sobie dalej i nawet muczała, jakby nigdy nic. I że to dobrze, że Niutka jest majnkunem, bo dzięki temu ma taki spokojny charakter, a przecież jakby POTWÓR przyczepił się do Reszki, to pewnie musiałoby się skończyć narkozą u pana doktora, bo tylko wtedy Reszka pozwoliłaby sobie POTWORA wyciągnąć.

A drugi raz, kiedy pani miała do czynienia z POTWOREM, zdarzył się podczas wyjazdu pani, tylko tym razem POTWÓR wczepił się w panią i wyciągała go pani przyjaciółka, ale pani krzyczała tak samo.

I oba te razy zdarzyły się, jak pani była w lesie, co oznacza, że to ona przyniosła POTWORY na ubraniu. I dlatego ja Mechatek chciałabym wszystkim ludziom przypomnieć, że kiedy wracają do domu ze spacerów po lesie, to powinni sprawdzać swoje ubrania, czy się w nich POTWÓR nie zagnieździł, a także futerka swoich kotów i to dokładnie. A jeśli znajdą POTWORA, to należy go natychmiast dokładnie wyciągnąć i wyrzucić, odkazić to miejsce płynem, który nieładnie pachnie i kota pogłaskać. Ale krzyczeć tak, jak pani przy tym krzyczy, już nie trzeba, bo to jest nieobowiązkowe.

Ja Mechatek chciałabym powiedzieć jeszcze jedną ważną rzecz, a mianowicie, że żeby mieć taki łagodny charakter jak Niutka, wcale nie trzeba być majnkunem, wystarczy być mną Mechatkiem, bo ja też bym sobie pozwoliła, zwłaszcza że podczas wyciągania POTWORA jest mnóstwo głaskania, miziania i ludzie mówią do kota miłym głosem. A na dodatek potem się jeszcze kotem zachwycają, więc ja Mechatek też bym wtedy mruczała i była spokojna, żeby się mną zachwycali...