20 marca 2013

Mechatek o strasznym kaszaku



Wszystko się zaczęło od tego, że kilka tygodni temu Pani znalazła za moim uszkiem strupka, ale się wcale nie przejęła i powiedziała, że to pewnie od Reszki, która czasami mnie Mechatka wychowuje łapką pac! pac!, a ponieważ Reszka ma wiadomo jaki charakter, to pewnie mnie trochę zadrapała, co w interakcjach z Reszką jest sprawą normalną. I przez kilka tygodni nikt się moim strupkiem nie zajmował, aż się proszę Państwa okazało, że on urósł i to na dodatek bardzo, bo dało się go wyczuć podczas miziania i Pani się zaniepokoiła i powiedziała: „Mechatku, pojedziemy do pana doktora, żeby to obejrzał”, bo Pani jest bardzo przeczulona na takie sprawy, odkąd Reszka miała operację i mówi, że takich rzeczy nie należy lekceważyć, ponieważ jest się za swojego kota odpowiedzialnym, co polega na tym, że jak kot choruje albo człowiek ma takie podejrzenie na podstawie objawów, które u kota widać to trzeba z kotem koniecznie jechać do pana doktora.

fot. Rafał Nowakowski (Nasz Drugi Człowiek)

U mnie Mechatka objaw było można nie tylko zobaczyć, ale i dotknąć i on przypominał glutek pokryty kawałkami włosów oraz naskórka, który ze mnie Mechatka zszedł, ale Pani powiedziała, żebym nie opisywała aż z takimi szczegółami, bo niekoniecznie wszyscy moi czytelnicy wytrzymają, no to nie będę opisywała, bo jako felietonistka chciałabym, aby jednak wytrzymali.

I teraz będzie o podróży, która odbyła się autobusem, a ja Mechatek miałam założoną smycz oraz byłam schowana pod kurtką Pani, żebym nie zmarzła i nie zmokła, ponieważ tego dnia z nieba padały mokre płatki. I to był, proszę Państwa, straszny stres, więc ja Mechatek reagowałam. Moje reagowanie polegało na krzyczeniu: iiiuuułłł! iiiuuułłł! przez całą drogę bardzo głośno, żeby wszyscy usłyszeli, jak wielki jest mój stres i Pani jeszcze kazała mi napisać, bo pewnie wszyscy będą pytali czemu nie pojechałam w transporterku, że nie pojechałam w transporterku z dwóch powodów: ponieważ go nie mamy, a na dodatek zapakowana do transporterka stresowałabym się jeszcze bardziej i bym się po nim miotała i wyła i ja Mechatek to potwierdzam. Tak właśnie by było.

U pana doktora odbyło się badanie i się okazało, że mój strupek nazywa się kaszak, bo pan doktor powiedział: „O, pęknięty kaszak!” i był bardzo zdziwiony, bo kaszaki u kotów występują bardzo rzadko, a to już drugi kot z kaszakiem w tym tygodniu. I to jest dowód, że ja Mechatek jestem wyjątkowa. I jeszcze się okazało, że kaszak sam pękł i stąd był ten strupek, a nie od Reszki i w ten sposób się wyjaśniło. I pan doktor postawił mnie na stole i usunął resztki kaszaka bez znieczulenia, ale wcale nie bolało, bo jakby bolało, to ja Mechatek na pewno bym to objawiła.

I jeszcze na koniec pan doktor mnie zważył i się okazało, że jest mnie Mechatka aż 2,5 kilo i powiedział ”Jak na nią to dobrze” i ja Mechatek też tak uważam. I z mojego felietonu wynikają dwa morały: że jak u kota zrobi się objaw to trzeba pojechać na badanie oraz że kaszak jest straszny tylko w czasie podróży autobusem.

Chchchrrr!