31 grudnia 2009

Petardy i dziewczęta



...czyli: nawet Sonia

Czując się zobowiązana licznymi relacjami na blogach bliższych i dalszych kocich przyjaciół z serwisu Unitedcats oraz krótkimi acz nerwowymi rozmowami przeprowadzonymi ze znajomymi posiadającymi zwierzęta (zarówno koty, jak i psy), w trakcie których dzielili się ze mną obawami dotyczącymi przewidywanej, aktualnie obserwowanej lub zaobserwowanej w przeszłości reakcji swoich zwierząt (zarówno kotów, jak i psów) na powszechnie spotykane podczas obchodów nadejścia Nowego Roku sztuczne ognie i petardy, niniejszym oświadczam:

28 grudnia 2009

Koci kącik do likwidacji



Ona mówi od kilku dni, że nasz koci kącik ulegnie LIKWIDACJI. Podobno dlatego, że zabawki z kulkami nam się znudziły... Coś w tym jest, bo i ja i Mech (główni użytkownicy placu zabaw) znalazłyśmy sobie nowe rozrywki ( ja kolekcjonuję rafię, Mech mi pomaga), Reszka zawsze wolała myszki, a Soni zabawki służyły głównie do ocierania się. Sonia tak już ma, taka poważna i dostojna, wszystko uznaje za dziecinne i głównie śpi...

Jak ja jej nie lubię!





Od Eli: Zabawki zostaną schowane do szafy. Jak je wyciągniemy po miesiącu - będą jak nowe i dziewczyny znów będą miały frajdę :)

26 grudnia 2009

Świąteczna kolekcja Niutki



...Niuta nie wolno!

Mam nowe hobby. Zajmuję się nim w każdej wolnej chwili, kiedy nie śpię albo nie ganiam za Sonią. Wszystko zaczęło się od ubierania stroika. Najpierw wolno było się bawić tymi wszystkimi zabawkami: wyciągać, kulać, chować pod stół i podgryzać. Aż nagle, kiedy stroik był gotowy, nie wolno. Ona krzyczy: Niuta, nie wolno! On krzyczy: Niuta, nie wolno! Dlaczego nie wolno? Przedtem było wolno?

No i dlatego wymyśliłam sobie nową zabawę. Należy wykorzystać moment, kiedy Oni nie widzą, podejść do stroika, znaleźć wystający kawałek rafii i sprytnie go wyciągnąć, tak żeby niczego innego nie ruszyć, co jest trudne, ponieważ rafia jest długa i się zaczepia. Na szczęście Mech współpracuje. A potem trzeba szybko, myk, myk, przez duży pokój i przedpokój zaciągnąć rafię do pokoju dla gości. Mam już całą kolekcję! Gromadzę ją na kupie. Na rafii można się położyć, można ją podgryzać, ciągać i walać po niej. Rafia jest fajna.

Oni rzadko zaglądają do tego pokoju, ale jakoś wyczaili, że tam gromadzę swoje zbiory. Ona powiedziała, że mogę. I teraz, kiedy biegnę, myk, myk przez przedpokój z kolejnym kawałkiem rafii, udają że nie widzą. A potem udają zaskoczenie: Ojej, Niutku, ile już sobie nazbierałaś! Moja kolekcja jest bardzo rozwojowa, bo na stroiku jeszcze zostało dużo rafii.

Ps. Niuta przezabawnie wygląda, kiedy tak przemyka z uniesionym i napuszonym ogonem i cwaniacką miną z rafią w pyszczku ciągnącą się za nią przez pół metra :)

22 grudnia 2009

No i się okazało!


czyli domowa genetyka

Że Niuta jest tabby, to było od początku wiadomo, bo ona ma na to całe mnóstwo papierów i nawet inne oficjalne imię, tylko my w domu nie mówimy na nią Levada of Nemo PL. Ale ja, Mechatek nie mam żadnych papierów, ani Sonia też nie ma żadnych papierów, tylko książeczkę zdrowia kota, w której jest napisane, że ma rasę „kot domowy”, a maść „buro-białą”. A Reszka ma tylko taką kartkę ze schroniska sprzed 11 lat, z którego została zabrana przez Panią (bo Pani chomikuje wszystkie ważne karteczki), że jest adoptowana, rasy mieszanej, a na dodatek „czarna, białe łapy”, a także książeczkę zdrowia kota. I w książeczce zdrowia kota Reszki jest napisane, że jest wielorasowa i czarno-biała. A ja jestem tylko bura.


No, ale teraz, kiedy Pani czyta wszystko, co jej wpadnie w ręce o kociej genetyce, powiedziała, „że dłużej tak być nie może” i dopiero zaczęło się okazywać! Pani pooglądała obrazki, pooglądała nas, nauczyła się nowych wyrazów i już wszystko wiadomo. Wiadomo na przykład, że „jedną z najlepiej rozpoznawalnych cech kociego futra są „prążki”.(…) U kotów spotykane są cztery główne wzory pręgowania: tygrysi, klasyczny, cętkowany i ticked (pręgowanie przesiane)”.*

I od dzisiaj u nas jest tak: Niuta dalej została tabby, ale można też na nią mówić, że jest pręgowana klasycznie albo marmurkowa. Sonia to najbardziej jest pręgowana tygrysio. I to by wyjaśniało te ich konflikty z Niutą, bo ”pręgowanie tygrysie jest dominujące wobec pręgowania klasycznego”*, a Niuta pewnie nie chce być zdominowana. Ale Pani ma wątpliwość, czy Sonia troszkę nie jest cętkowana. Z białym. A ja, Mechatek, jestem mutantem, bo chyba jestem cętkowana, a „rysunek cętkowany jest modyfikacją pręgowania tygrysiego lub klasycznego”.* Ale Pani powiedziała, że jednak jak się mi dobrze przypatrzeć, to te cętki takie słabe są, więc może jestem ticked i to najprawdopodobniej heterozygota, bo mam taki "zanik wzoru na futrze"*, ale „heterozygota nadal będzie posiadać częściowe pręgowanie na łapach, głowie i ogonie”.* No, mam tylko nadzieję, że Pańcio Kochany się nie dowie, bo by mnie zaczął nazywać: „Heterozygota, Heterozygota”, a ja dalej chcę być Mechatek. A Reszka jest „bikolor” i ma gen łaciatości. Ale dalej jest czarna z białym.

I Pani kazała mi się tutaj zapytać, czy wszyscy, jak się zaczynali interesować hodowlą (a to wszystko przez Niutę), to też im tak biło na głowę z kolorami. To pytam


21 grudnia 2009

Kołacz



…czyli ludzie są dziwni

Jak już wielokrotnie wspominałam, ludzie nie przestaną mnie zadziwiać… Kiedy kot coś robi, przynajmniej jasne jest, po co. Dlaczego. Cel. Cel jest zrozumiały. Natomiast ludzkie powody dziwnych działań nie są zrozumiałe. Żeby znikać z domu na długie godziny, trzeba mieć przecież ważny powód. Ona powtarza: Bez pracy nie ma kołaczy. Czyli musi bardzo lubić kołacze. Czyli kołacze muszą być pyszne albo puchate i szybko się turlać, albo nadawać się do rzucania, żeby można było je łapać i wpychać pod szafkę, żeby potem je stamtąd wydobywać i znowu wpychać... Tak, KOŁACZ musi być czymś w rodzaju SMAKOŁYKA albo MYSZKI.

Więc, kiedy dziś wróciła do domu i oznajmiła, że kupiła KOŁACZ, biegałam cała podekscytowana. Z początku wszystko było zgodne z moimi przewidywaniami: wyciągnęła KOŁACZ z torby (a z reguły wyciąga coś interesującego, a gdy nie wyciąga, to sama stamtąd wygrzebuję), papier szeleścił zachęcająco (jak wszystkie papiery i reklamówki), poszła do kuchni (to też ważna wskazówka, że będzie ciekawie) i wreszcie położyła KOŁACZ na talerzu… Cóż za rozczarowanie… Próbowałam, naprawdę próbowałam zrozumieć. Obwąchałam. Chyba do jedzenia, ale bez szaleństwa… Pchnęłam łapką. Trochę się przesunął. Obeszłam dwa razy dookoła. I nic! Nic w KOŁACZU nie było ciekawego! Ani nie pachniał SMAKOŁYKIEM, ani nie przypominał zabawki. Ani nawet się nie turlał i nie miał myszkowego futerka...

A Ona po to znika z domu? Żeby polować na coś takiego?! Długo patrzyłam Jej w oczy…

Ps. Nawet Mech, która lubi wszystko, uznała że KOŁACZ do niczego się nie nadaje. Kawałek sera zjadła z grzeczności, bo jak już się tak strasznie napiszczała, że chce, to nie wypadało zostawić… Nawet Mech!

15 grudnia 2009

Było cudownie...


...czyli choroba Pani

Moja Pani kochana (moja, moja….) przez cały poprzedni tydzień była w domu, nigdzie nie wychodziła, nie zniknęła nagle jak zazwyczaj na CAŁY dzień. Zazwyczaj znika do jakiejś „pracy”, na coś co się nazywa „dyżur”; ja nie wiem co to jest, ale kiedyś próbowała tłumaczyć, że to dlatego, żeby było jedzonko dla mnie i że gdybym zaczęła na siebie zarabiać, to nie musiałaby tak znikać, też coś… Raz przecież zarobiłam: dostałam kupon za tytuł Kota Tygodnia, a ona dalej wychodzi! No, ale w ubiegłym tygodniu była chora.


Kaszlała, psikała i CAŁY czas była w domu! To był cudowny czas… Bo (moja, moja…) Pani dużo leżała i spała, w dzień też, a w dzień to Pani zasypia na wersalce pod żółtym kocykiem, a nie zamyka się w sypialni, więc mogłam leżeć i spać na niej i mruczeć do niej. Cały czas! Tylko Pani (moja, moja…) i ja. No, i czasami Mechatek…

13 grudnia 2009

New i kocie TV



...czyli dlaczego lubię sypialnię

Zawsze rano pod drzwiami sypialni bardzo się niecierpliwię: miauczę (miiaaauch), wzdycham (hha......) i nawołuję (aha!), żeby jak najszybciej mnie wpuścili. Kiedy Ona wstanie, wiem, że tylko jeszcze pobawi się wodą z kranu w kuchni, nasypie śmierdzących granulek do ich miseczek (Oni na to mówią KUBKI), naleje do nich wody i już! Już możemy iść do sypialni!

A tam same atrakcje: pomijam już tarmoszenie, głaskanie, przewalanie i podgryzanie na łóżku, ale okno! Okno jest najciekawsze. Za oknem rośnie drzewo, na którym siadają ptaki. Małe, duże, rozmaite... I latają. Siadają, znowu się zrywają. Mogę obserwować je godzinami, cały czas w gotowości: może któryś się zagapi? Podleci bliżej? Niestety, złapać się ich nie da, bo są oddzielone szybą. To zabawa w polowanie, a nie prawdziwe łowy.

Ona mówi, że od tego mojego oglądania programów przyrodniczych o ptaszkach cała szyba jest uciapkana noskiem i łapkami... Ale to nie jest mój problem. Oni próbują naśladować moje nawoływania do ptaków, ale wychodzi im coś w rodzaju: kch, kch, kch. Nigdy nie uda im się powiedzieć tego tak, jak trzeba.

10 grudnia 2009

GDZIE JEST MYSZKA - instrukcja do zabawy



Przed rozpoczęciem zabawy GDZIE JEST MYSZKA należy wybrać jedną z myszek znajdujących się w koszyku z myszkami. Do wyboru mamy następujące myszki: biała duża, dwie różowe, biała mała, czarna, zielona, czerwona.

Następnie należy postępować zgodnie z instrukcją podaną na załączonych obrazkach:

1. Zanosimy myszkę pod szafkę (może być również fotel, półka, wersalka).

2. Wpychamy myszkę najgłębiej, jak potrafimy.

3. Upewniamy się, czy myszka jest wystarczająco dokładnie schowana.

4. Czekamy na pytanie Pani/Pana: GDZIE JEST MYSZKA? i przystępujemy do poszukiwania i wydobywania myszki spod szafki.

5,6,7. Wydobywamy, ponownie chowamy, wydobywamy, ponownie upychamy, zrzucamy drobne przedmioty stojące na szafce, przekopujemy się przez książki, ponownie upychamy, przewracamy wazoniki, wydobywamy (...) Powtarzać dowolną liczbę razy.

8. Zabawa GDZIE JEST MYSZKA kończy się w dowolnie wybranym momencie lub kiedy uda się wydobyć myszkę.

Miłej zabawy :)

7 grudnia 2009

Samodzielne myślenie


...czyli Sonia i nowe zabawki


Przespałam moment, kiedy te dziwne przedmioty pojawiły się w pokoju. Nie lubię, kiedy za dużo się dzieje i chowam się wtedy w moim domku, gdzie można wszystko bezpiecznie przeczekać. A tamtego dnia nagle zrobiło się nieprzyjemne zamieszanie, słyszałam, jak dzwonił dzwonek, więc nie czekałam już, aż Ela otworzy drzwi, tylko schowałam się w domku i nasłuchiwałam najpierw jej rozmowy z obcym człowiekiem, potem strasznych szelestów paczek, które wniosła do domu, śmiechów, okrzyków i miauków… To zupełnie nie jest na moje nerwy, postanowiłam więc się zdrzemnąć i przespać ten harmider. A potem okazało się, że te przedmioty już stoją w pokoju.

5 grudnia 2009

Moja druga największa przyjaciółka


... czyli Mech i New

No i stało się tak, jak chciałam i próbowałam zrobić, bo New przestała być już dawno nowa i odkąd zaczęłam rozumieć, co do mnie miauczy, bo ona miauczy całkiem inaczej, zostałyśmy wielkimi przyjaciółkami.

Nasza wielka przyjaźń polega na tym, że razem się bawimy bawidełkiem z piórek i razem szukamy myszki w zabawie GDZIE JEST MYSZKA, a Pani mówi wtedy o mnie: Jaka ona szybka. I potrafimy też razem się bawić tymi nowymi zabawkami, które polegają na popychaniu kulki łapką, żeby ona się toczyła, więc popychamy kulkę po dwóch stronach tunelu, raz ja do New, a raz New do mnie, a kulka się toczy i tak odbijamy kulkę do siebie, a ja jeszcze na dodatek ganiam za kulką cały czas.

Pani mówi, że bardzo ładnie się bawimy, a do Pańcia Kochanego powiedziała: Wiesz, one się chyba lubią. Aha i jeszcze mam napisać, że przychodziłam do New, kiedy była chora i lizałam ją po główce i od tego zaczęła się nasza wielka przyjaźń i od tego, że czasem spotykałyśmy się noskami, a ja najpierw wtedy uciekałam, a potem przestałam uciekać.

A tutaj jest specjalny sznureczek do filmu, kiedy się bawię w kulkę:



2 grudnia 2009

Dziwna kulka



… czyli zalety chorowania

W ubiegłym tygodniu wciąż jeszcze dawali mi krople, ale za to trzy razy dziennie zabierali mnie do sypialni, żeby w spokoju zakrapiać TOBREXEM moje lewe oko, bo piszczałam i wyrywałam się, więc mieli obawy, że Reszka stanie w mojej obronie i się na nich rzuci. Reszka ma duże poczucie sprawiedliwości. A ja bardzo lubię ten pokój. Zakrapianie się skończyło, więc teraz wpuszczają mnie tam tylko rano, zanim wyjdą z domu.>

A poza tym pojawiły się nowe zabawki! Ona wyciągnęła z wielkiego pudła dwa dziwne przedmioty. Zebrałyśmy się wszystkie, żeby zobaczyć, gdzie je postawią i po co to w ogóle jest. Obwąchałyśmy. Popatrzyłyśmy. Ale nic nie było wiadomo, aż Ona nam pokazała! To jest coś w rodzaju polowania! Jak tylko zrozumiałam, do czego to służy, zapomniałam o oku i kroplach i chorobie i natychmiast przystąpiłam do wydobywania kulki. Jak się ją popchnie, to się toczy dookoła. Super. Pac! łapką i się toczy. Pac! i znowu się toczy. I szura. Jedną łapką, drugą łapką. Tylnymi też. Jak mi się nudzi to podchodzę i pac! I jest zabawa! Mogę się bawić sama, albo z Nią, albo nawet z Mechatkiem, bo Mech też szybko załapała, jak robić pac! żeby kulka się toczyła. Więc czasami siadamy sobie naprzeciwko i podajemy sobie kulkę. Pac!

Ona stwierdziła, że jesteśmy bardzo bystre. Bo Sonia na przykład do tej pory nie załapała. Ale to dobrze, nie lubię jej. A Reszka niby poluje na kulkę, ale podskakuje koło niej, jakby polowała na mysz, a nie o to w tym chodzi. Trzeba tylko usiąść, albo się położyć i pac! i się toczy… Okazało się jednak, że ta kulka to jakaś dziwna jest. Bo w ogóle nie da się jej stamtąd wydobyć i wepchnąć pod szafkę. Wtedy można by się jeszcze bawić w GDZIE JEST KULKA. Próbowałam na siłę, próbowałam zębami i nic. Tylko pac! i się toczy…