21 grudnia 2009

Kołacz



…czyli ludzie są dziwni

Jak już wielokrotnie wspominałam, ludzie nie przestaną mnie zadziwiać… Kiedy kot coś robi, przynajmniej jasne jest, po co. Dlaczego. Cel. Cel jest zrozumiały. Natomiast ludzkie powody dziwnych działań nie są zrozumiałe. Żeby znikać z domu na długie godziny, trzeba mieć przecież ważny powód. Ona powtarza: Bez pracy nie ma kołaczy. Czyli musi bardzo lubić kołacze. Czyli kołacze muszą być pyszne albo puchate i szybko się turlać, albo nadawać się do rzucania, żeby można było je łapać i wpychać pod szafkę, żeby potem je stamtąd wydobywać i znowu wpychać... Tak, KOŁACZ musi być czymś w rodzaju SMAKOŁYKA albo MYSZKI.

Więc, kiedy dziś wróciła do domu i oznajmiła, że kupiła KOŁACZ, biegałam cała podekscytowana. Z początku wszystko było zgodne z moimi przewidywaniami: wyciągnęła KOŁACZ z torby (a z reguły wyciąga coś interesującego, a gdy nie wyciąga, to sama stamtąd wygrzebuję), papier szeleścił zachęcająco (jak wszystkie papiery i reklamówki), poszła do kuchni (to też ważna wskazówka, że będzie ciekawie) i wreszcie położyła KOŁACZ na talerzu… Cóż za rozczarowanie… Próbowałam, naprawdę próbowałam zrozumieć. Obwąchałam. Chyba do jedzenia, ale bez szaleństwa… Pchnęłam łapką. Trochę się przesunął. Obeszłam dwa razy dookoła. I nic! Nic w KOŁACZU nie było ciekawego! Ani nie pachniał SMAKOŁYKIEM, ani nie przypominał zabawki. Ani nawet się nie turlał i nie miał myszkowego futerka...

A Ona po to znika z domu? Żeby polować na coś takiego?! Długo patrzyłam Jej w oczy…

Ps. Nawet Mech, która lubi wszystko, uznała że KOŁACZ do niczego się nie nadaje. Kawałek sera zjadła z grzeczności, bo jak już się tak strasznie napiszczała, że chce, to nie wypadało zostawić… Nawet Mech!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz