15 grudnia 2009

Było cudownie...


...czyli choroba Pani

Moja Pani kochana (moja, moja….) przez cały poprzedni tydzień była w domu, nigdzie nie wychodziła, nie zniknęła nagle jak zazwyczaj na CAŁY dzień. Zazwyczaj znika do jakiejś „pracy”, na coś co się nazywa „dyżur”; ja nie wiem co to jest, ale kiedyś próbowała tłumaczyć, że to dlatego, żeby było jedzonko dla mnie i że gdybym zaczęła na siebie zarabiać, to nie musiałaby tak znikać, też coś… Raz przecież zarobiłam: dostałam kupon za tytuł Kota Tygodnia, a ona dalej wychodzi! No, ale w ubiegłym tygodniu była chora.


Kaszlała, psikała i CAŁY czas była w domu! To był cudowny czas… Bo (moja, moja…) Pani dużo leżała i spała, w dzień też, a w dzień to Pani zasypia na wersalce pod żółtym kocykiem, a nie zamyka się w sypialni, więc mogłam leżeć i spać na niej i mruczeć do niej. Cały czas! Tylko Pani (moja, moja…) i ja. No, i czasami Mechatek…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz