13 maja 2010

OŚWIADCZENIE


w sprawie wygryzania włosów

Świadoma praw i obowiązków wynikających z posiadania kota, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek opiekuńczo-zabawowy z kotem Levadą of Nemo*PL (zwaną dalej New) i uczynię wszystko, aby nasz związek był zgodny, szczęśliwy i trwały…

Powołując się na treść powyższego oświadczenia, chciałabym poddać dyskusji jego fragment brzmiący „uczynię wszystko”, a także zwrócić uwagę Wysokiego Sądu, że w owym związku posiadam również PRAWA, w tym prawo do posiadania włosów. Informuję, że moje prawo do posiadania włosów zostało drastycznie i wielokrotnie naruszone przez kota New w nocy z dnia 12/13 maja 2010 w godzinach nocnych. W związkach opiekuńczo-zabawowych z kotami pozostaję od kilkunastu lat i wiem, co koty potrafią zrobić z włosami, ale nigdy do tej pory z czymś podobnym się nie spotkałam.


Jak zwykle ułożyłam się do snu pozostawiając włosy rozpuszczone. Czynię tak, ponieważ kot Reszka, z którym również pozostaję w związku opiekuńczo-zabawowym lubi na nich spać oraz je ugniatać, co dostarcza przyjemności obu stronom. Zaznaczam, że takie wykorzystanie włosów uważam za normalne i nie trzeba było go na mnie wymuszać. Za równie normalne uznaję także polowanie na końcówki rozpuszczonych włosów, mizianie kota włosami oraz ciućkanie końcówek włosów przez kota, pod warunkiem, że obie strony uczestniczą w tych czynnościach dobrowolnie. Wysoki Sąd wie, co mam na myśli.

Tymczasem w nocy z dnia 12/13 maja kot New weszła na moje plecy, przytrzymała moją głowę łapą (ze schowanymi pazurami, co podkreślam w celu obiektywnej oceny sytuacji), a następnie chwyciła moje włosy tuż przy skórze, pełną paszczą, nabierając do niej tyle włosów, ile się zmieściło, a następnie usiłowała przy samej skórze wygryźć chwycone pasmo włosów. Kiedy zaniepokojona rozwojem sytuacji poruszyłam się, kot New usiłowała ze schwyconymi włosami zbiec, ciągnąc je niemiłosiernie oraz wzmocniła uchwyt łapą. W końcu została przeze mnie odgoniona, ale powtarzała próbę wygryzania kilkakrotnie, a odganiana wyglądała na rozbawioną.

W związku z opisaną sytuacją zwracam się z prośbą o rozstrzygnięcie przez Wysoki Sąd moich wątpliwości, podzielenie się własnymi doświadczeniami oraz interpretację podjętych przez New czynności:
Czy, zdaniem Sądu, to jest zabawa czy agresja? Czy może to mieć związek z użyciem przeze mnie nowego szamponu? Czy to zemsta za wyczesanie kota New dzień wcześniej? Czy kot New nie mógłby używać do wytworzenia ewentualnych bezoarów raczej własnych włosów? Czy moje obowiązki jako partnera w związku opiekuńczo-zabawowym z kotem obejmują również zgodę na wygryzanie moich włosów przy skórze i tak należy interpretować zwrot „uczynię wszystko”? Po ilu wygryzieniach zrobią mi się łyse placki? Czy powinnam również zacząć wygryzać włosy kota New w celach wychowawczych?

Proszę o pilne i poważne potraktowanie moich wątpliwości i pytań. Z poważaniem.

(Sąd wybaczy brak dowodów na opisane wydarzenie, w celach poglądowych zamieszczam zdjęcie, przedstawiające kota New podczas wyciągania rafii ze stroika świątecznego oraz późniejsze zabawy rafią. Myślę, że to mogło wyglądać podobnie)

12 maja 2010

Chuck Norris?


Pani (moja, moja) o niczym by nie wiedziała, bo była wtedy w pracy, gdyby Pan jej nie opowiedział. A było tak: Pani (moja, moja) weszła do domu, a Pan od progu: - Słuchaj, Reszka zjadła pszczołę. Pani zaczęła się miotać, rzuciła torbę, złapała mnie na ręce i mizia, mizia jak szalona i gmera mi wokół gardła i powtarza: - Pokaż, Reszuniu, no gdzie Cię ugryzła, no pokaż! A ponieważ nie miałam nic do pokazania, to warknęłam na nią i mnie puściła i krzyczy do Pana: - Gdzie ją ugryzła?! A Pan na to: - Nigdzie jej nie ugryzła. Ona ją zjadła. Wczoraj po południu, jak byłaś na dyżurze. Usłyszałem, że pszczoła obija się o szybę, patrzę, Reszka siedzi i się gapi i łapą próbuje ją złapać, to odwróciłem się po gazetę, żeby klepnąć pszczołę, podchodzę z gazetą, a ta chrup, chrup już ją międli w pysku. No i zjadła ją. Patrzyłem potem, ale nigdzie nie napuchła. Jakby puchła, to bym przecież pojechał do weterynarza.


- Jesteś pewny, że to była pszczoła? A Pan: - Tak. Pani: - No przecież mogła się udusić! A Pan: - No jakby ją w gardło ugryzła, to tak. A Pani: - To jak ona ją połknęła, że jej nie ugryzła? A Pan: - Nie mam pojęcia.

10 maja 2010

New Kotem Tygodnia na Unitedcats!

Na portalu Unitedcats jest taki obyczaj, że co tydzień zostaje wybrany Kot Tygodnia. Redakcja przeprowadza z im wywiad, a jego zdjęcie widnieje na pierwszej stronie portalu.

Wywiad z Niutką

Gratulacje New. Zostałaś kolejnym Kotem Tygodnia. Jak zamierzasz uczcić ten wybór?

Uczcić? Wiem, co to jest UCZTA. W tym domu UCZTAMI zajmuje się Ona. UCZTA jest wtedy, kiedy Ona szykuje SMAKOŁYK, ale dzieje się to bez zrozumiałych dla mnie okazji i powodów. Możliwe, że zostanie przeze mnie Kotem Tygodnia jest okazją i powodem, żeby UCZCIĆ. Więc będę przez ten tydzień UCZCIŁA.

Jak trafiłaś do domu Eli i skąd się wzięło twoje imię?

Ela to moja obecna Ona? Bo przedtem przez pół roku mieszkałam u innej Niej. Tamta Ona zabierała nas na wystawy, żeby wszyscy się nami zachwycali: bardzo męczące i trzeba było siedzieć w klatkach i znosić te wszystkie okrzyki i spojrzenia. Na jednej z takich wystaw wypatrzyła mnie obecna Ona. Przyszła, bo chciała pooglądać norwegi, syberyjskie i maine coony. Najpierw raz podeszła do naszej klatki. Porozmawiała z tamtą Nią i wsadzała palce do środka, ale poszła oglądać inne koty. Potem znowu podeszła. Zapytała tamtą Ją, czy mogłaby mnie potrzymać na rękach. Akurat zachciało mi się do kuwety, więc zaczęłam się bardzo wiercić, a tamta powiedziała: „Tę, która się tak ożywiła na pani widok?”. No i zamiast do kuwety trafiłam na jej ręce… Potem jeszcze obie One rozmawiały: o charakterze maine coonów, futrze maine coonów i cenach maine coonów, na koniec obecna Ona wzięła wizytówkę (na kiedyś, jakby się w odległej przyszłości na maine coona zdecydowała). Usiedli z Nim w ogródku na piwie i dyskutowali: jaka byłam cudna, że czwarty kot to nierozsądne, i jak to strasznie drogo i wspominali, jakie miałam piękne spojrzenie. Po rozważeniu wszystkich argumentów, stanęło na tym, że na razie nie kupią maine coona, może kiedyś w odległej przyszłości. Ale Ona poszła na chwilę do ludzkiej kuwety, a kiedy wróciła, On powiedział: „Ech, zadzwoń do tej pani Ireny”. No i tak nadeszła ta odległa przyszłość. W tym czasie na wystawie ja wzięłam udział w pokazie Best In Show i dostałam puchar, więc kiedy Ona zadzwoniła, kosztowałam już cztery stówy więcej. Ale Oni tak bardzo mnie już chcieli, że Ona stwierdziła, że korony na zębach mogą poczekać, a tamta Ona uznała, że Im dobrze z oczu patrzyło i tak telefonicznie dobili interesu. Przyjechali po mnie już po tygodniu. Mój puchar na razie został w tamtym domu. Jak Oni się zdecydują, że dalej mam jeździć na wystawy, to go wykupią. U tamtej Niej nazywałam się Levada of Nemo*PL i wołali na mnie Levadka. A w tym domu dostałam inne imię. Ponieważ byłam nowa, nazwali mnie New, co po angielsku znaczy „nowa”, ale wołają na mnie Niu, Niuta albo Majnkuna. I tak się do tej pory zastanawiam: czy wszystkie koty, jak trochę urosną, to muszą pojechać do nowego domu i dostają nowe imiona?

5 maja 2010

Oczy tej czarnej



Reszce - miłośniczce przetworów mlecznych

Oczy tej czarnej jak dwie perełki
Myśli tej czarnej talerz mleka wielki
A talerz dla niej jak młody kot
Żebyż był dzień w dzień, o mein Gott! ;)


















ps. Przepiękna piosenka Magdy Umer: http://www.teksty.org/Magda_Umer,Białe_zeszyty