Oni nie tylko czasami dziwnie się zachowują, ale ciągle używają nowych słów. Wiele już rozumiem, ale wciąż pojawiają się nowe. Wiem, co to znaczy: JEDZONKO-JEDZONKO, WOOOODA DLA KOTA, SMAKOŁYK, BAWIMY SIĘ, GDZIE JEST MYSZKA. Wiem też, że ja to NIU, chociaż pamiętam, że jak byłam mała, to inna Ona wołała do mnie LEVADKA. Ciekawe, czy wszystkie koty, jak trochę urosną, to muszą pojechać do nowego domu i dostają nowe imiona? Pewnie tak…
A niedawno pojawiło się kolejne nowe słowo. Podobno we środę były URODZINY. Od paru dni mówili, że NIU ma URODZINY, NIU ma URODZINY. Patrząc na mnie powtarzali to tak często, aż pomyślałam, że to słowo chyba mnie dotyczy.
Od rana czekałam, aż się wyjaśni, co to jest URODZINY. Może Ona wyciągnie URODZINY z siatki i okaże się, że to coś smacznego? Albo znajdę w koszyczku z zabawkami nową zabawkę? A może URODZINY są pod gazetami na stole? NIE WOLNO mi wchodzić na stół w dużym pokoju, ale byłam bardzo ciekawa, a Oni jeszcze spali, więc zrzuciłam gazety na dywan i starannie zajrzałam pod każdą. Ale URODZIN tam nie było… Wszystko od rana było jak zwykle. Ona wstała, pobawiła się wodą ze zlewu w kuchni, co bardzo lubię obserwować, a czasem się dołączam i łapię kropelki, potem tę wodę ugotowała i wlała do kubków z czarnymi śmierdzącymi granulkami. Oni to piją. Jak zwykle się przywitała: NIU, NIU, grzecznie odpowiedziałam: „AAAhhaaaa”. Potem jak zwykle zniknęli potem na kilka godzin. Ten czas przesypiam.
Patrzyłam na resztki kurczaka i pomyślałam, że może trochę zostanie nawet do jutra. To był miły dzień, jak zwykle. Tylko z tymi URODZINAMI nie rozumiem, o co chodziło? Że kurczaka było więcej?
Tweetnij
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz