Wywiad z Mechatkiem:
Droga kiciu, decyzją członków UC zostałaś kolejnym kotem tygodnia. Jak przyjęłaś ten werdykt? Zamierzasz jakoś specjalnie to uczcić?
...Ja?! Kotem Tygodnia? Pani w szoku. Zadzwoniła zaraz, jak się dowiedziała, do Pańcia kochanego. Pańcio Kochany w szoku. Znajomi Pani i Pańcia w szoku… Ale Pani się szybko otrząsnęła, wzięła mnie na ręce, wytarmosiła, wycałowała, popatrzyła głęboko w oczka i powiedziała, że wszystko zrobimy, jak trzeba. Damy ładne zdjęcie, pomoże mi napisać wywiad, a nawet zamieścimy filmik. „Mój ty paskudku śliczny” – powiedziała. A ja się nawet specjalnie umyłam. Chchrrrrrrrr….chchrrrrrr…. :)
Mech to dość niespotykane imię. Skąd się ono wzięło?
Ono się wzięło wcale nie od mojego zmierzwionego futerka, tylko od tego, że ja miałam być kotem… meta… zaraz, jakie to było słowo… Metafizycznym. Tak właśnie Pani powiedziała niedawno do Pańcia Kochanego, a ja podsłuchałam. Bo to było tak, że trafiłam do Pani w takim przełomowym momencie, kiedy dużo się działo w jej życiu i zaczynała wszystko od nowa i przeprowadziła się nawet do innego mieszkania. Pani powiedziała, że napisała wtedy wiersz o tym, że we wnętrzach mieszkań, domów, na ścianach osadza się taki „mech”: wydarzeń dobrych i złych, wspomnień, uczuć, które ludzie tam czuli… A to nowe mieszkanie nie porosło jeszcze „mchem”, bo nic się w nim jeszcze nie wydarzyło, nie zaczęło być jeszcze Domem. No i mijał czas i pani czekała, żeby się to nowe w jej życiu naprawdę zaczęło, czekała, aż ten mech się pojawi. No i się pojawiłam.
Jak trafiłaś do domu Eli? Ponoć dokonałaś tego w sposób wyjątkowy. Jak wyglądały twoje pierwsze chwile w nowym domu?
Bo ja sama upolowałam sobie ludzi. Był mróz i śnieg i środek nocy i było mi bardzo zimno i wtedy zobaczyłam daleko daleko ludzi na ulicy i pomyślałam, że mnie uratują, więc popędziłam do nich, ale bardzo się bałam, że nie zdążę do nich dobiec, więc zaczęłam wołać iiiiiUŁŁŁŁ!!!! iiiiiUŁŁŁŁ!!!! i tak strasznie pędziłam, a jak dopędziłam, to wskoczyłam na tą panią, a ona powiedziała: „O rany, kotek, a już się bałam, co to za jakiś szczur dziwny leci i wyje” i chciała mnie odczepić od nogi, ale się nie dało, to zabrali mnie na noc do siebie, ale nie mogłam u nich zostać, bo mają wielkiego psa, ale to była koleżanka Eli i wpadła na pomysł, że może Ela mnie weźmie, bo ona ma koty, a przecież jeden kot więcej, jeden mniej… No i Ela powiedziała, że się zastanowi, i zastanawiała się całe dwie godziny, a potem tylko podała warunek, żebym była dziewczynką, i komisyjnie to sprawdzili i Ela powiedziała: „No, masz szczęście, nie masz jaj, więc będziesz miała dom”, i zabrała mnie do domu. Jakbym miała, to domu trzeba by szukać dalej, więc dobrze, że nie miałam. Pani mówi, że wtedy w pierwszych miesiącach przetrenowała na mnie zalecenia Lisa z „Małego Księcia”, że jest się na zawsze odpowiedzialnym za to, co się oswoiło. W ogóle w niczym się nie słuchałam, bo nie wiedziałam, co to znaczy „nie wolno”. Pani raz nawet powiedziała, że jestem tak nieznośna, że zaczyna rozumieć, dlaczego zostałam wyrzucona na ulicę przez moich poprzednich ludzi. Powiedziała, że na ulicę mnie oczywiście nie wyrzuci, tylko poszuka mi innego domu, bo już nie wyrabia. Ale tak bardzo niemrawo tego innego domu szukała, że tak naprawdę to chyba wcale mnie nie chciała oddawać. No i nie oddała i powiedziała kiedyś, ze nigdy nie odda, nawet za 5 tysięcy:)
W twoim domu mieszkają jeszcze 3 koty. Jakie są wasze wzajemne relacje?
Moje pierwsze chwile w domu wyglądały tak, że nasyczałam na Reszkę, a ona bardzo się zadziwiła, bo chciała nasyczeć pierwsza. Pani kazała mi napisać, że nie „nasyczałam”, bo nie umiem syczeć, tylko „nacharczałam”. No to nacharczałam na Reszkę. Dziś jesteśmy wielkimi przyjaciółkami. Lubimy razem spać przytulone, Reszka myje mi futerko. Pani czasem woła: „Reszka, chodź tutaj i powiedz coś Mechatkowi” i wtedy Reszka pac! pac! łapką mnie wychowuje. Na Sonię też nasycz…to znaczy nacharczałam. Nawet Reszka pac! pac! stanęła w jej obronie. Ale Sonia wszystko przyjmuje spokojnie i szybko zostałyśmy wielkimi przyjaciółkami i Sonia też myje mi futerko, tylko robi to delikatniej i nie podgryza. Ale jak się pojawiła New, to było straszne. Charczałam, plułam, prychałam i przez parę dni nie dałam się w ogóle nikomu dotknąć, tylko schowałam się w kącie i stamtąd wrzeszczałam iiiiiUŁŁŁŁ!!!! iiiiiUŁŁŁŁ!!!! New była taka obca i wielka i tak dziwnie mówiła, jakby po zagranicznemu… Pokazałam jej, jak kapie woda z kranu i jak się wyciąga resztki jedzenia ze śmietnika w kuchni. Czasem razem śpimy w niebieskim domku. New na górze, a ja w tubie. Może też zostaniemy wielkimi przyjaciółkami.
Jesteś kotkiem, który lubi psocić. Powiedz, jaki jest twój największy wybryk?
Pani chyba oczekiwała, że okażę się taka mądra i piękna jak Reszka, albo taka łagodna i delikatna jak Sonia. I dostałam takie ładne, metafizyczne imię…Ale nie zrobiłam dobrego pierwszego wrażenia. Bo zaczęłam od wykopania jej pięknego krotona. Trzy razy. I kroton nie wytrzymał i zdechł. A potem inne kwiatki też wykopałam. Pani była bardzo zła i powiedziała, że gdybym ja jeszcze te kwiatki chciała zjadać, albo do nich nasikać, to ona by to zrozumiała, ale „ona je tylko wykopuje!!” I mówiła, że niby co to ja jestem?! Mieszaniec kota z kretem? No to zaczęłam je wykopywać i zjadać… Moim największym wyczynem było zeżarcie wszystkich liści 30 centymetrowej diffenbachii. To podobno bardzo niebezpieczny kwiatek i należy go ostrożnie dotykać, bo zawiera substancje śmiertelnie groźne. Była trochę gorzka. A ponieważ nic mi po tym nie było, nawet nie wymiotowałam, od tamtej pory pani mówi, że ja to przeżyję chyba nawet bombę atomową i że jestem szczytem kociej ewolucji...
Jesteś kotem, który wiele przeżył. Jak twoja przeszłość zaważyła na twoim zdrowiu? Jakie są konsekwencje bezdomności i długiej włóczęgi?
Pani mówi, że chyba kiedyś miałam dom, ale mnie z niego wyrzucili, bo od początku byłam kuwetkowa i wiedziałam, co to jest dźwięk otwieranej lodówki. Jestem bardzo drobniutka, bo byłam w dzieciństwie bardzo niedożywiona. Wciąż wyglądam jak mały kociak I mam wielki apetyt. Pani mówi: „Mechatek zje wszystko” i to jest prawda. Mam też krzywe wszystkie nóżki, ale bardziej tylne, bo miałam krzywicę. Mam zmierzwione futerko, bo nie lubię się myć, bo nie miałam się od kogo nauczyć. I jak trafiłam do Eli, to byłam bardzo zarobaczona. I zostało mi takie wielkie upodobanie do ciepełka, że aż śpię na kaloryferach, bo bardzo marzłam na tej ulicy.
Opisz swoich pięć największych zalet.
Mam dużo więcej niż pięć zalet! Jestem bardzo sprytna i przyjazna i przylepna i śmiała i ufna i radosna i … I pani kazała mi napisać, co umiem robić, więc umiem robić fikołki w przód i w bok i oraz umiem łapką przybijać piątkę. Pani kazała mi jeszcze napisać, że jestem kotem o bardzo małym rozumku i zachowuję się jak opóźniona i jestem absolutnie niewychowywalna, niewyuczalna, uparta jak muł i budząca podejrzenia o upośledzenie umysłowe, nieuważna, żarłoczna, nachalna i niezgrabna, to napisałam, ale ja nie wiem, czy to aż takie wielkie zalety… I jeszcze moją zaletą jest to, że nie mam żadnych kompleksów.
Jakie jest twoje największe, kocie marzenie?
Chciałabym, żeby pani zabrała mnie kiedyś na spacer… Bardzo mi się podobało, jak jechaliśmy samochodem do pana doktora, i sobie wyglądałam przez okno, a pani mnie przytulała, a potem chodziłam na smyczy po trawie. I pani powiedziała, że ładnie chodzę na smyczy. Pańcio wtedy powiedział, że z takim kotem to trochę wstyd, ale pani odpowiedziała: „To może poszukamy jakiegoś odludnego miejsca i Mechatek będzie miał frajdę?”. Bardzo bym chciała, żeby znaleźli takie odludne miejsce.
Gdybyś została wydawcą kociej gazety - jaki miałaby tytuł i co zawierałaby?
Ja to najchętniej zostałabym wydawcą takiego poradnika pod tytułem „Z kociego punktu widzenia”, gdzie koty mogłyby dzielić się swoimi mądrościami z życia wziętymi, na przykład: „Jak upolować sobie ludzi”, „Jak otwierać drzwi do zamkniętych pokoi”, „Jak niepostrzeżenie ukraść kawałek kotleta”, „Jak ładnie mruczeć” i byłaby tam jedna rubryka dla ludzi, gdzie mogliby zadawać pytania, jakby czegoś nie wiedzieli, na przykład: „Jak często głaskać kotka Mechatka i dlaczego cały czas?”. A potem ludzie mogliby wyrywać kartki z tej gazety i robić z nich kulki i rzucać.
Co najbardziej lubisz w UC?
Najbardziej na UC lubię moich przyjaciół. Są dla mnie mili, podobam im się, chwalą mnie i chyba lubią… I to dzięki nim zostałam zauważona i wyróżniona. I pani kazała mi podziękować wszystkim za głosy i głaski i miłe słowa i prezenty. To dziękuję. Chchrrrrrrrr….chchrrrrrr….
Tweetnij
Droga kiciu, decyzją członków UC zostałaś kolejnym kotem tygodnia. Jak przyjęłaś ten werdykt? Zamierzasz jakoś specjalnie to uczcić?
...Ja?! Kotem Tygodnia? Pani w szoku. Zadzwoniła zaraz, jak się dowiedziała, do Pańcia kochanego. Pańcio Kochany w szoku. Znajomi Pani i Pańcia w szoku… Ale Pani się szybko otrząsnęła, wzięła mnie na ręce, wytarmosiła, wycałowała, popatrzyła głęboko w oczka i powiedziała, że wszystko zrobimy, jak trzeba. Damy ładne zdjęcie, pomoże mi napisać wywiad, a nawet zamieścimy filmik. „Mój ty paskudku śliczny” – powiedziała. A ja się nawet specjalnie umyłam. Chchrrrrrrrr….chchrrrrrr…. :)
Mech to dość niespotykane imię. Skąd się ono wzięło?
Ono się wzięło wcale nie od mojego zmierzwionego futerka, tylko od tego, że ja miałam być kotem… meta… zaraz, jakie to było słowo… Metafizycznym. Tak właśnie Pani powiedziała niedawno do Pańcia Kochanego, a ja podsłuchałam. Bo to było tak, że trafiłam do Pani w takim przełomowym momencie, kiedy dużo się działo w jej życiu i zaczynała wszystko od nowa i przeprowadziła się nawet do innego mieszkania. Pani powiedziała, że napisała wtedy wiersz o tym, że we wnętrzach mieszkań, domów, na ścianach osadza się taki „mech”: wydarzeń dobrych i złych, wspomnień, uczuć, które ludzie tam czuli… A to nowe mieszkanie nie porosło jeszcze „mchem”, bo nic się w nim jeszcze nie wydarzyło, nie zaczęło być jeszcze Domem. No i mijał czas i pani czekała, żeby się to nowe w jej życiu naprawdę zaczęło, czekała, aż ten mech się pojawi. No i się pojawiłam.
Jak trafiłaś do domu Eli? Ponoć dokonałaś tego w sposób wyjątkowy. Jak wyglądały twoje pierwsze chwile w nowym domu?
Bo ja sama upolowałam sobie ludzi. Był mróz i śnieg i środek nocy i było mi bardzo zimno i wtedy zobaczyłam daleko daleko ludzi na ulicy i pomyślałam, że mnie uratują, więc popędziłam do nich, ale bardzo się bałam, że nie zdążę do nich dobiec, więc zaczęłam wołać iiiiiUŁŁŁŁ!!!! iiiiiUŁŁŁŁ!!!! i tak strasznie pędziłam, a jak dopędziłam, to wskoczyłam na tą panią, a ona powiedziała: „O rany, kotek, a już się bałam, co to za jakiś szczur dziwny leci i wyje” i chciała mnie odczepić od nogi, ale się nie dało, to zabrali mnie na noc do siebie, ale nie mogłam u nich zostać, bo mają wielkiego psa, ale to była koleżanka Eli i wpadła na pomysł, że może Ela mnie weźmie, bo ona ma koty, a przecież jeden kot więcej, jeden mniej… No i Ela powiedziała, że się zastanowi, i zastanawiała się całe dwie godziny, a potem tylko podała warunek, żebym była dziewczynką, i komisyjnie to sprawdzili i Ela powiedziała: „No, masz szczęście, nie masz jaj, więc będziesz miała dom”, i zabrała mnie do domu. Jakbym miała, to domu trzeba by szukać dalej, więc dobrze, że nie miałam. Pani mówi, że wtedy w pierwszych miesiącach przetrenowała na mnie zalecenia Lisa z „Małego Księcia”, że jest się na zawsze odpowiedzialnym za to, co się oswoiło. W ogóle w niczym się nie słuchałam, bo nie wiedziałam, co to znaczy „nie wolno”. Pani raz nawet powiedziała, że jestem tak nieznośna, że zaczyna rozumieć, dlaczego zostałam wyrzucona na ulicę przez moich poprzednich ludzi. Powiedziała, że na ulicę mnie oczywiście nie wyrzuci, tylko poszuka mi innego domu, bo już nie wyrabia. Ale tak bardzo niemrawo tego innego domu szukała, że tak naprawdę to chyba wcale mnie nie chciała oddawać. No i nie oddała i powiedziała kiedyś, ze nigdy nie odda, nawet za 5 tysięcy:)
W twoim domu mieszkają jeszcze 3 koty. Jakie są wasze wzajemne relacje?
Moje pierwsze chwile w domu wyglądały tak, że nasyczałam na Reszkę, a ona bardzo się zadziwiła, bo chciała nasyczeć pierwsza. Pani kazała mi napisać, że nie „nasyczałam”, bo nie umiem syczeć, tylko „nacharczałam”. No to nacharczałam na Reszkę. Dziś jesteśmy wielkimi przyjaciółkami. Lubimy razem spać przytulone, Reszka myje mi futerko. Pani czasem woła: „Reszka, chodź tutaj i powiedz coś Mechatkowi” i wtedy Reszka pac! pac! łapką mnie wychowuje. Na Sonię też nasycz…to znaczy nacharczałam. Nawet Reszka pac! pac! stanęła w jej obronie. Ale Sonia wszystko przyjmuje spokojnie i szybko zostałyśmy wielkimi przyjaciółkami i Sonia też myje mi futerko, tylko robi to delikatniej i nie podgryza. Ale jak się pojawiła New, to było straszne. Charczałam, plułam, prychałam i przez parę dni nie dałam się w ogóle nikomu dotknąć, tylko schowałam się w kącie i stamtąd wrzeszczałam iiiiiUŁŁŁŁ!!!! iiiiiUŁŁŁŁ!!!! New była taka obca i wielka i tak dziwnie mówiła, jakby po zagranicznemu… Pokazałam jej, jak kapie woda z kranu i jak się wyciąga resztki jedzenia ze śmietnika w kuchni. Czasem razem śpimy w niebieskim domku. New na górze, a ja w tubie. Może też zostaniemy wielkimi przyjaciółkami.
Jesteś kotkiem, który lubi psocić. Powiedz, jaki jest twój największy wybryk?
Pani chyba oczekiwała, że okażę się taka mądra i piękna jak Reszka, albo taka łagodna i delikatna jak Sonia. I dostałam takie ładne, metafizyczne imię…Ale nie zrobiłam dobrego pierwszego wrażenia. Bo zaczęłam od wykopania jej pięknego krotona. Trzy razy. I kroton nie wytrzymał i zdechł. A potem inne kwiatki też wykopałam. Pani była bardzo zła i powiedziała, że gdybym ja jeszcze te kwiatki chciała zjadać, albo do nich nasikać, to ona by to zrozumiała, ale „ona je tylko wykopuje!!” I mówiła, że niby co to ja jestem?! Mieszaniec kota z kretem? No to zaczęłam je wykopywać i zjadać… Moim największym wyczynem było zeżarcie wszystkich liści 30 centymetrowej diffenbachii. To podobno bardzo niebezpieczny kwiatek i należy go ostrożnie dotykać, bo zawiera substancje śmiertelnie groźne. Była trochę gorzka. A ponieważ nic mi po tym nie było, nawet nie wymiotowałam, od tamtej pory pani mówi, że ja to przeżyję chyba nawet bombę atomową i że jestem szczytem kociej ewolucji...
Jesteś kotem, który wiele przeżył. Jak twoja przeszłość zaważyła na twoim zdrowiu? Jakie są konsekwencje bezdomności i długiej włóczęgi?
Pani mówi, że chyba kiedyś miałam dom, ale mnie z niego wyrzucili, bo od początku byłam kuwetkowa i wiedziałam, co to jest dźwięk otwieranej lodówki. Jestem bardzo drobniutka, bo byłam w dzieciństwie bardzo niedożywiona. Wciąż wyglądam jak mały kociak I mam wielki apetyt. Pani mówi: „Mechatek zje wszystko” i to jest prawda. Mam też krzywe wszystkie nóżki, ale bardziej tylne, bo miałam krzywicę. Mam zmierzwione futerko, bo nie lubię się myć, bo nie miałam się od kogo nauczyć. I jak trafiłam do Eli, to byłam bardzo zarobaczona. I zostało mi takie wielkie upodobanie do ciepełka, że aż śpię na kaloryferach, bo bardzo marzłam na tej ulicy.
Opisz swoich pięć największych zalet.
Mam dużo więcej niż pięć zalet! Jestem bardzo sprytna i przyjazna i przylepna i śmiała i ufna i radosna i … I pani kazała mi napisać, co umiem robić, więc umiem robić fikołki w przód i w bok i oraz umiem łapką przybijać piątkę. Pani kazała mi jeszcze napisać, że jestem kotem o bardzo małym rozumku i zachowuję się jak opóźniona i jestem absolutnie niewychowywalna, niewyuczalna, uparta jak muł i budząca podejrzenia o upośledzenie umysłowe, nieuważna, żarłoczna, nachalna i niezgrabna, to napisałam, ale ja nie wiem, czy to aż takie wielkie zalety… I jeszcze moją zaletą jest to, że nie mam żadnych kompleksów.
Jakie jest twoje największe, kocie marzenie?
Chciałabym, żeby pani zabrała mnie kiedyś na spacer… Bardzo mi się podobało, jak jechaliśmy samochodem do pana doktora, i sobie wyglądałam przez okno, a pani mnie przytulała, a potem chodziłam na smyczy po trawie. I pani powiedziała, że ładnie chodzę na smyczy. Pańcio wtedy powiedział, że z takim kotem to trochę wstyd, ale pani odpowiedziała: „To może poszukamy jakiegoś odludnego miejsca i Mechatek będzie miał frajdę?”. Bardzo bym chciała, żeby znaleźli takie odludne miejsce.
Gdybyś została wydawcą kociej gazety - jaki miałaby tytuł i co zawierałaby?
Ja to najchętniej zostałabym wydawcą takiego poradnika pod tytułem „Z kociego punktu widzenia”, gdzie koty mogłyby dzielić się swoimi mądrościami z życia wziętymi, na przykład: „Jak upolować sobie ludzi”, „Jak otwierać drzwi do zamkniętych pokoi”, „Jak niepostrzeżenie ukraść kawałek kotleta”, „Jak ładnie mruczeć” i byłaby tam jedna rubryka dla ludzi, gdzie mogliby zadawać pytania, jakby czegoś nie wiedzieli, na przykład: „Jak często głaskać kotka Mechatka i dlaczego cały czas?”. A potem ludzie mogliby wyrywać kartki z tej gazety i robić z nich kulki i rzucać.
Co najbardziej lubisz w UC?
Najbardziej na UC lubię moich przyjaciół. Są dla mnie mili, podobam im się, chwalą mnie i chyba lubią… I to dzięki nim zostałam zauważona i wyróżniona. I pani kazała mi podziękować wszystkim za głosy i głaski i miłe słowa i prezenty. To dziękuję. Chchrrrrrrrr….chchrrrrrr….
Tweetnij
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz