29 czerwca 2017

Mechatek o tym, do czego przywiązują się koty

Proszę Państwa, ten felieton musiał powstać wcześniej czy później, ponieważ na temat przywiązywania się kotów panuje bardzo dużo niewłaściwych wyobrażeń pochodzących od ludzi, którzy nigdy nie mieli kota i dlatego swoje przekonania biorą ze swojej wyobraźni, a nie z rzeczywistości czyli z obserwowania, jak się zachowuje na co dzień oraz "od święta" udomowiony kot, taki jak ja Mechatek, Niutka, a nawet Leeloo, która się do nas udomowiła zaledwie dwa lata temu, a wcześniej była kotem wolno żyjącym na terenie szpitala praskiego.

A u nas to "od święta" zdarzyło się całkiem niedawno, ponieważ się całym stadem przeprowadziliśmy. Taka przeprowadzka to doskonała okazja do obserwowania, do czego przywiązuje się kot, tak pani powiedziała i najpierw obserwowała, a potem powiedziała: Mechatku, napisz o tym felieton, więc piszę, bo miałam w swoim kocim życiu aż cztery przeprowadzki i dlatego stałam się wielkim kocim autorytetem w tej sprawie.

Niutka wśród przeprowadzkowych kartonów i toreb

Przeprowadzki w kocim życiu biorą się stąd, że kot ma swoich ludzi, którzy są wielką korzyścią, gdyż zapewniają mizianie, chrupki, smakołyki i dom. I w związku z tymi korzyściami za każdym razem, kiedy ludzie się przeprowadzają, kot przemieszcza się razem z nimi do nowego mieszkania, co odbywa się w kontenerze, transportowej torbie lub w na rękach swojego człowieka, ale wtedy trzeba ubrać smycz, czego ja Mechatek nie lubię.

Moją największą przeprowadzką było przemieszczenie się z Bielska-Białej do Warszawy, gdzie mieszkamy do dziś, które liczyło aż 350 kilometrów i odbyło się samochodem razem z Reszką i Niutką. A najważniejsza była wprowadzka z ulicy, na której upolowałam sobie ludzi do domu, bo kto wie, gdyby wprowadzka nie nastąpiła, to pewnie mnie Mechatka już dawno by nie było. A teraz całe nasze stado przeprowadziło się z jednego domu do drugiego domu, który znajduje się na innej ulicy i jest w nim więcej miejsca, co jest wielką zaletą, o którą pani chodziło, chociaż niekoniecznie chodziło jej o całe to zamieszanie, które przeprowadzkom zawsze towarzyszy, no ale już trudno.

Przeprowadzkowy bałagan

Najważniejsze, że już jesteśmy przeprowadzeni i że całe nasze stado w komplecie dotarło na nowe miejsce, co wcale nie było takie oczywiste, zwłaszcza jeśli chodzi o mnie Mechatka. Pani mówi, że bardzo się zastanawiała, czy biorąc po uwagę mój stan zdrowia, to cała ta przeprowadzka jest dobrym pomysłem, bo przecież powoduje mnóstwo stresów, a one są dla mnie zupełnie niewskazane i czy ja jej w ogóle dożyję. Ale dla Pani i Naszego Drugiego Człowieka była ona wręcz niezbędna, gdyż w poprzednim domu robiło się już trochę za ciasno, a to nie jest dobre dla żadnego stada, ponieważ powoduje nieustanne wchodzenie sobie na głowę oraz bagno behawioralne. I w związku z tym, że moi ludzie nie chcieli, żeby od nadmiernego zagęszczenia zrobiło się tak jak w eksperymencie Calhouna, znaleźli nowy dom.

I dzięki temu możliwe stało się obserwowanie, do czego koty się przywiązują oraz co jest im do szczęścia potrzebne. Ja Mechatek wiedziałam o tym od dawna i nie potrzebowałam przeprowadzać żadnego eksperymentu, aby sprawdzić, jak mylą się ludzie, którzy uważają, że kot przywiązuje się do miejsca. Otóż oni, proszę państwa, mylą się bardzo i ja Mechatek przedstawię na to dowód czyli przykład.

Leeloo ze zdziwoną miną

Proszę państwa, gdyby oni mieli rację, to ja Mechatek byłabym wciąż przywiązana do ulicy, z której się wzięłam, Niutka do hodowli spod Krakowa, skąd pani ją kupiła, a Leeloo do terenów szpitala praskiego, skąd została adoptowana. I chciałybyśmy tam wracać. A jak widać na przedstawionych dowodach, żadna z nas nie jest do tych miejsc przywiązana i wcale tam nie wracamy. Nie chcemy też wracać do naszych poprzednich mieszkań, w których mieszkałyśmy z naszymi ludźmi: ani do tych w Bielsku-Białej ani do naszego poprzedniego warszawskiego mieszkania, bo odkąd nie ma tam naszych ludzi, one przestały być Domami i stały się zwykłymi miejscami, które dla kota nie mają żadnego znaczenia.

Bo koty przywiązują się, proszę państwa, do Domów.

Pani mówi, że po pierwsze: w tym znaczeniu, jak w poprzednim akapicie, to trzeba koniecznie napisać przez duże D, a po drugie: to dobry moment na podanie definicji Domu, żeby wszyscy zrozumieli, co ja Mechatek mam na myśli. To ja Mechatek podaję: tam Dom twój, gdzie człowiek twój.

Bo dla udomowionego kota nie ma żadnego znaczenia, gdzie to nowe miejsce jest, jakie ono jest i ile ma metrów kwadratowych. Ma natomiast znaczenie, czy są w nim jego ludzie, bo to oni są kotu do szczęścia potrzebni.

Pani powiedziała, że to samo dotyczy ludzi, którzy są kociarzami i dla nich ta definicja brzmi: tam Dom twój, gdzie kot twój. I dlatego poczuła, że nowe miejsce stało się Domem, dopiero kiedy wszystkie trzy, czyli ja Mechatek, Niutka i Leeloo przyjechałyśmy tam w dwóch transporterach, co nastąpiło po poskręcaniu i ustawieniu wszystkich mebli, żebyśmy w takcie meblowania nie pałętały się pod nogami. A jak już przyjechałyśmy w dwóch transporterach (dwóch a nie trzech, bo ja Mechatek jechałam razem z Leeloo w jednym, ale za to bardzo wielkim), to okazało się wiele rzeczy.

Po pierwsze okazało się, że najbardziej płochliwa z nas jest Niutka, chociaż jest największa, bo jest majnkunem. Zaraz po wypuszczeniu z transportera Niutka schowała się za wersalką i nie chciała wyjść przez kilka godzin, a jak już wyszła, to uciekała z powrotem przy każdym stuknięciu i hałasie.

Po drugie okazało się, że najbardziej ciekawska z nas jest Leeloo, która od razu zaczęła zwiedzać nową przestrzeń i ją obwąchiwać i pierwsza z nas zajrzała do wszystkich pomieszczeń, a nawet do łazienki, którą Niutka omija do tej pory, ponieważ boi się odgłosów spuszczanej wody.

A po trzecie okazało się, że dla mnie Mechatka miejsce nie ma żadnego znaczenia, bo najważniejsze dla mnie jest to, żeby byli w nim moi ludzie i dlatego natychmiast po opuszczeniu transportera weszłam na kolana pani, która siedziała na kanapie i kazałam się miziać. A zwiedzanie zaczęłam dopiero po kilku godzinach, bo przecież mieszkanie nie ucieknie.

Ja Mechatek i Leeloo na kolanach pani

I dlatego ja Mechatek zwracam się do państwa z uprzejmą prośbą, aby nie rozpuszczać więcej niesprawdzonych informacji o tym, do czego przywiązują się koty, bo myśmy to ostatnio sprawdzili i już wiadomo. Chchchrrr!

16 komentarzy:

  1. Moje koty zgadzają się z Tobą Mechatku i popierają aż do ostatniej kropki, a ja dodam, że dom bez kota to smutny dom. Mizianki dla całej Waszej trójki :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc waśnie, każdy kot by się z tym zgodził i każdy człowiek, który z kotem kiedykolwiek mieszkał.

      Usuń
  2. Tego samego zdania jestem i ja, Mozart. Chociaż czasem bywa tak, że można trafić z jednego dobrego domu z różnych niezależnych od siebie i państwa powodów do drugiego i taka przeprowadzka też może się udać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mechatku, zgadzamy się z Tobą! Mizianki ogromne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tez bedziemy sie niedlugo przeprowadzac i ciekawa jestem jak zniesie to bojazliwy mister....bo miki juz sie raz przenosil i bylo ok;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja z moimi człowiekami jeżdżę na wakacje i na ferie. Dom twój jest tam gdzie człowieki i miska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o tym pisze Mechatek - nie chodzi o miejsce, tylko o ludzi i wynikające z nich korzyści ;)

      Usuń
  6. Bardzo mi przykro...brak slow by was jakos pocieszyc ale za to ty pieknie opisalas jej zycie...dziekuje ze jestes taka wspaniala osoba...

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękny post za poprzednie niedopatrzenie przepraszam usunęłam, nie chciałam urazić i proszę o poprzedniego usunięcie postu... Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak to prawda że koty przywiązują się do domu, w zamyśle nie do budynku tylko domu który tworzą ludzie. Znam kota który przeprowadzał się z właścicielami aż 8 razy i wszędzie się świetnie aklimatyzować

    OdpowiedzUsuń