29 października 2009

Mysz wodna


czyli: jak się Reszka bawiła


Bawiłam się. Akurat białą. U nas myszki bierze się z koszyka z myszkami, a następnie: chwyta w zęby, chwyta jedną łapką, podrzuca do góry, skacze za nią, chwyta się drugą łapką, podrzuca, biegnie za nią przez fotel, przez stół, pod żółty kocyk, wydobywa spod kocyka, do Mojej pani, Moja Pani rzuca, i przez stół i na szafkę i znów skok! I zaczepić o pazur i podrzucić sobie! Uwielbiam polowania na myszki! Mam różową, czerwoną, białą małą, białą dużą, czarną i zieloną, ach...

Pan siedział w fotelu, nagle popatrzył na wodopój (ten ozdobny, z którego woda jest najlepsza), znowu popatrzył, zmarszczył się, wstał i nachylił nad wodopojem.
Zawołał Moją Panią:
- Ela, a co to za zwłoki pływają w tej wodzie?!
Pani przyleciała, też się zmarszczyła i mówi:
- Myszka. Biała. No to musiała się Reszka nieźle bawić.

Pewnie. Innym też dostarczyłam rozrywki. Wszyscy się zlecieli! New chciała ją wydobyć samodzielnie, bo tylko ona z nas czterech nie boi się wody, ale nie umiała. Jak nie umie, to niech nie podchodzi, odgoniłam ją. Mech jak to Mech, cały czas charczała i plątała pod nogami. Sonia wszystko przespała. A Moja Pani odważnie włożyła rękę do wodopoju, wyciągnęła myszkę i dała na kaloryfer.
A mnie pochwaliła:
- Pięknie się, Reszku, bawiłaś!

2 komentarze: