23 maja 2014

Mechatek o tym, jak ważne są dni po operacji

… oraz o kryzysach i nadziei

Proszę Państwa, co myśmy w tym tygodniu przeżyli, to aż się nie da opisać, ale spróbuję, żeby Państwo wiedzieli, co z Reszką oraz zapamiętali, jak ważna jest opieka pooperacyjna nad kotem, który miał poważną operację.

Jak Państwo wiedzą, Reszka miała operację w ubiegły piątek. Pani się strasznie popłakała i Nasz Drugi Człowiek też, kiedy przed operacją musieli podjąć decyzję, co zrobić, kiedy w środku Reszki będzie nie jeden nowy(S)twór, tylko dużo i czy wtedy Reszkę wybudzać. Bo mogło się zdarzyć, że Reszka nie wróci już do domu i nigdy jej już nie będzie. I potem Pani w domu siedziała jak na szpilkach, czekając aż zadzwonią z lecznicy, aż wreszcie zadzwonili i na szczęście było już po operacji i udało się nowego(S)twora wyciąć. Tylko, że on był z naciekami i zajął jeden reszkowy węzeł chłonny, więc dopiero po badaniach histopatologicznych będzie wiadomo, czy można coś dalej robić.


Wszyscy nauczyliśmy się wielu nowych słów i nauczyliśmy się robić nowe rzeczy. Ja Mechatek nauczyłam się, że chociaż Reszka po operacji pachnie inaczej, to nie wolno na nią warczeć i na nią naskakiwać oraz, że nie wolno jej wyjadać z miseczki tej wysokobiałkowej pysznej papki, ale ta nauka przychodziła mi z trudem i dlatego na czas rekonwalescencji Reszka zamieszkała w osobnym pokoju, a także żeby mieć spokój. To pokój, gdzie śpią nasi ludzie i Reszka śpi z nimi cały czas. Został specjalnie przystosowany, żeby Reszka nie zrobiła sobie krzywdy w ranę pooperacyjną i Nasz Drugi Człowiek zrobił specjalne schodki z poduszek do wchodzenia na wersalkę i zabezpieczył parapet. Nauczył się też zapinać Reszce smycz i zapakowywać ją w kocyk do wożenia na kontrolę, co wymagało od niego wielkiej odwagi.

W sobotę i niedzielę wszystko było dobrze. Reszka zaczęła jeść i pić i załatwiać się w kuwecie, a to oznacza, że nerki podjęły pracę, a podczas wizyt kontrolnych w lecznicy zaczęła objawiać swój charakter i wszyscy lekarze oraz asystenci bardzo dokładnie się o nim dowiedzieli, aż teraz Reszka ma na swój charakter papiery, o czym ja Mechatek napiszę w następnym felietonie.


Pani nauczyła się robić zastrzyki podskórne, po których Reszka robi się trochę naćpana, ale dzięki temu jej nie boli, a co najważniejsze igła jest tak cieniutka, że Reszka nie protestuje. I kiedy w niedzielę wydawało, że wszystko będzie dobrze, to w poniedziałek przyszedł kryzys i trzeba było znowu pojechać do lecznicy. Reszka była bardzo osłabiona i niczym się nie interesowała ani nie warczała podczas zawijania w kocyk, co było w tym wszystkim najstraszniejsze. Podczas każdej wizyty dostawała kroplówki i kiedy czuła się dobrze, to robiła straszny cyrk, a kiedy było gorzej, to tylko buczała.

Kolejne dni to była straszna huśtawka:

Poniedziałek. Kryzys. Kroplówki. Zastrzyki.

Wtorek. Wszystko dobrze. Reszka podczas wizyty zachowuje się jak prawdziwy potwór i ma bardzo dobry apetyt. Ale od trzech dni nie zrobiła żadnego produktu do kuwety, więc lekarze kazali jej podawać parafinę. Na szczęście parafina nie ma smaku, więc papka się nadaje. Papka trochę się nudzi, więc Reszka dostaje pozwolenie na urozmaicenie diety specjalnymi mokrymi chrupkami o cudownym zapachu, żeby nie próbowała wykradać nam suchych chrupek z miseczki. Reszka zaczyna być wypuszczana do dużego pokoju i wygrzewa się w słońcu.

Środa. Parafina nie działa. Trzeba zrobić lewatywę. Ale okazuje się, że Reszka ma bardzo słabą perystaltykę jelitek, więc trudno żeby powstawały produkty. Dostaje więc lekarstwa na pobudzenie jelitek, które trzeba dzielić na osiem bardzo malutkich kawałków i pozwolenie, żeby podać lekarstwa w serku homogenizowanym.

Czwartek. Jest produkt! Jest! I lekarze mówią, że można odstawić leki przeciwbólowe, bo rana operacyjna ładnie się goi, a w środku jelitka ładnie się zrastają.

Ale kiedy pani wieczorem wróciła z pracy do domu, to nie było ani Naszego Drugiego Człowieka ani Reszki, bo znów byli w lecznicy. Nasz Drugi Człowiek bardzo się zaniepokoił, bo Reszka była straszliwie osowiała i smutna i chyba ją bardzo bolało, a na dodatek dostała strasznej biegunki po lewatywie i pojechał. Pani popędziła do lecznicy, bo strasznie się bała, że perystaltyka tych gojących jelitek zrobiła się za duża i czy one to wszystko wytrzymają. Na szczęście wytrzymały.


I tak to u nas teraz wygląda, proszę Państwa.

A na dodatek pani ma dziś urodziny. I mówi, że najlepszym prezentem dla niej będą zdrowe jelitka Reszki, żebyśmy bo otrzymaniu wyników mogli ją dalej leczyć na tego nowego(S)twora. I ja jej tego bardzo życzę.

Chchchrrr!

2 komentarze:

  1. Bardzo Wam współczuję. Przed dwoma kocimi życiami, bo aż w 92 roku, nasz pierwszy Ares, też owczarek, ciężko zachorował. Niestety lekarze na początku twierdzili że to kłopoty z wątrobą. Robiłam mu zastrzyki, byliśmy częstymi gościami w lecznicy. Ares miał wtedy 12 lat a to co nie budziło niepokoju lekarzy okazało się nowotworem w ostatnim stadium. Jego ostatnią noc przesiedzialam przy nim zmieniając podkłady. Bardzo się cieszę że z Reszką lepiej....wszystkiego najlepszego:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo zwierzaka powinien odprowadzić jego człowiek...

      Usuń