A to było tak, że Pani siedziała w fotelu i czytała książkę, a na Pani siedziałam ja Mechatek i Reszka. Sonia leżała sobie na półce, a Niuta na parapecie i na nikogo nie skakała, więc było bardzo spokojnie.
I nagle Pani zauważyła, że w jednym momencie wszystkie zaczęłyśmy patrzeć w tym samym kierunku, czyli w stronę uchylonego okna, ale Pani nic nie zauważyła ani nie usłyszała i wróciła do czytania. Bo jak miała usłyszeć, skoro ludzie słyszą dużo gorzej od kotów, za to my wiedziałyśmy już co będzie! I było! Do pokoju wleciał wielki buczący owad, który zaczął latać pod sufitem, więc wszystkie cztery się zerwałyśmy, żeby go natychmiast upolować, bo przecież do tego służą owady. A Pani się nie zerwała, tylko zamarła w fotelu, bo to był szerszeń.
Kiedy Pani już odważyła się ruszyć, to uciekła do przedpokoju, ale zaraz wróciła, bo przecież nie można kotów zostawić z szerszeniem sam na sam, chociaż koty bardzo by tego chciały. I zaczęła nam przeszkadzać w polowaniu, bo próbowała nas wygonić do kuchni, a kiedy szerszeń latał niżej znowu uciekała do przedpokoju i było przy tym dużo biegania i zabawy. Pani mówi, że to wcale nie było zabawne, tylko przerażające, bo jakbyśmy tego szerszenia jednak upolowały, to mogłaby się zdarzyć tragedia, czego ja Mechatek nie rozumiem, bo przecież jak do pokoju wleci ćma albo mucha to nie ma żadnej tragedii tylko smakołyk. Ale podobno szerszeń jest inny i bardzo groźny i dlatego Pani panikowała, bo nie dość że bała się o nas, to jeszcze o siebie też.
No, ale ponieważ Pani ma lata praktyki i doświadczenia, to w końcu udało się nas zgromadzić w kuchni i zamknąć. I to dopiero była tragedia, bo nie można było w ogóle zobaczyć, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, a działo się bardzo dużo. My dziewczęta siedziałyśmy zamknięte w kuchni, szerszeń latał zamknięty w dużym pokoju, a Pani chodziła w te i we wte po przedpokoju zastanawiając się, co zrobić. Było słychać jak Pani otwiera okna w dużym pokoju, żeby szerszeń sam wyleciał, ale on nie chciał. Więc trzeba było wymyślić inny pomysł i w końcu Pani wymyśliła.
Wzięła z łazienki spryskiwacz z wodą, który u nas w domu ma dwa zastosowania. Pierwsze polega na psikaniu na rośliny, żeby miały ładne liście, a drugie na psikaniu wodą na nas, kiedy chodzimy po stole w czasie ludzkich posiłków, a tego żaden kot nie lubi. I Pani wpadła na pomysł, że jak się uda popsikać szerszenia, to zamoczą się jego skrzydła i nie będzie mógł latać, tylko spadnie na ziemię i już nie będzie taki groźny. I teraz trzeba było tylko wejść do dużego pokoju, podejść do szerszenia, który cały czas latał i go popsikać. Więc Pani robiła to kilka razy, bo szerszeń był bardzo odporny na wodę, a za każdym razem, kiedy się znowu wystraszyła, bo szerszeń podleciał za blisko, to wracała szybko do przedpokoju i było słychać, jak mówi brzydkie wyrazy. Ale w końcu się udało. Szerszeń spadł na podłogę i można go było przykryć wiaderkiem i wynieść na balkon.
Kiedy już w pokoju było bezpiecznie, Pani pozamykała okna i wypuściła nas z kuchni, a sama usiadła w fotelu i długo odpoczywała. Ja Mechatek rozumiem to dobrze, bo przecież każde polowanie to przecież spory wysiłek, ale Pani mówi, że to bardziej chodzi o nerwy.
Ale nadal nie rozumiem, dlaczego szerszenia nie wolno nam złapać i zjeść i na czym polega jego groźność. Pani mówi, że lepiej będzie, jak żadna z nas się o tym nie przekona. No to trudno.
Tweetnij
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz