31 grudnia 2009

Petardy i dziewczęta



...czyli: nawet Sonia

Czując się zobowiązana licznymi relacjami na blogach bliższych i dalszych kocich przyjaciół z serwisu Unitedcats oraz krótkimi acz nerwowymi rozmowami przeprowadzonymi ze znajomymi posiadającymi zwierzęta (zarówno koty, jak i psy), w trakcie których dzielili się ze mną obawami dotyczącymi przewidywanej, aktualnie obserwowanej lub zaobserwowanej w przeszłości reakcji swoich zwierząt (zarówno kotów, jak i psów) na powszechnie spotykane podczas obchodów nadejścia Nowego Roku sztuczne ognie i petardy, niniejszym oświadczam:

28 grudnia 2009

Koci kącik do likwidacji



Ona mówi od kilku dni, że nasz koci kącik ulegnie LIKWIDACJI. Podobno dlatego, że zabawki z kulkami nam się znudziły... Coś w tym jest, bo i ja i Mech (główni użytkownicy placu zabaw) znalazłyśmy sobie nowe rozrywki ( ja kolekcjonuję rafię, Mech mi pomaga), Reszka zawsze wolała myszki, a Soni zabawki służyły głównie do ocierania się. Sonia tak już ma, taka poważna i dostojna, wszystko uznaje za dziecinne i głównie śpi...

Jak ja jej nie lubię!





Od Eli: Zabawki zostaną schowane do szafy. Jak je wyciągniemy po miesiącu - będą jak nowe i dziewczyny znów będą miały frajdę :)

26 grudnia 2009

Świąteczna kolekcja Niutki



...Niuta nie wolno!

Mam nowe hobby. Zajmuję się nim w każdej wolnej chwili, kiedy nie śpię albo nie ganiam za Sonią. Wszystko zaczęło się od ubierania stroika. Najpierw wolno było się bawić tymi wszystkimi zabawkami: wyciągać, kulać, chować pod stół i podgryzać. Aż nagle, kiedy stroik był gotowy, nie wolno. Ona krzyczy: Niuta, nie wolno! On krzyczy: Niuta, nie wolno! Dlaczego nie wolno? Przedtem było wolno?

No i dlatego wymyśliłam sobie nową zabawę. Należy wykorzystać moment, kiedy Oni nie widzą, podejść do stroika, znaleźć wystający kawałek rafii i sprytnie go wyciągnąć, tak żeby niczego innego nie ruszyć, co jest trudne, ponieważ rafia jest długa i się zaczepia. Na szczęście Mech współpracuje. A potem trzeba szybko, myk, myk, przez duży pokój i przedpokój zaciągnąć rafię do pokoju dla gości. Mam już całą kolekcję! Gromadzę ją na kupie. Na rafii można się położyć, można ją podgryzać, ciągać i walać po niej. Rafia jest fajna.

Oni rzadko zaglądają do tego pokoju, ale jakoś wyczaili, że tam gromadzę swoje zbiory. Ona powiedziała, że mogę. I teraz, kiedy biegnę, myk, myk przez przedpokój z kolejnym kawałkiem rafii, udają że nie widzą. A potem udają zaskoczenie: Ojej, Niutku, ile już sobie nazbierałaś! Moja kolekcja jest bardzo rozwojowa, bo na stroiku jeszcze zostało dużo rafii.

Ps. Niuta przezabawnie wygląda, kiedy tak przemyka z uniesionym i napuszonym ogonem i cwaniacką miną z rafią w pyszczku ciągnącą się za nią przez pół metra :)

22 grudnia 2009

No i się okazało!


czyli domowa genetyka

Że Niuta jest tabby, to było od początku wiadomo, bo ona ma na to całe mnóstwo papierów i nawet inne oficjalne imię, tylko my w domu nie mówimy na nią Levada of Nemo PL. Ale ja, Mechatek nie mam żadnych papierów, ani Sonia też nie ma żadnych papierów, tylko książeczkę zdrowia kota, w której jest napisane, że ma rasę „kot domowy”, a maść „buro-białą”. A Reszka ma tylko taką kartkę ze schroniska sprzed 11 lat, z którego została zabrana przez Panią (bo Pani chomikuje wszystkie ważne karteczki), że jest adoptowana, rasy mieszanej, a na dodatek „czarna, białe łapy”, a także książeczkę zdrowia kota. I w książeczce zdrowia kota Reszki jest napisane, że jest wielorasowa i czarno-biała. A ja jestem tylko bura.


No, ale teraz, kiedy Pani czyta wszystko, co jej wpadnie w ręce o kociej genetyce, powiedziała, „że dłużej tak być nie może” i dopiero zaczęło się okazywać! Pani pooglądała obrazki, pooglądała nas, nauczyła się nowych wyrazów i już wszystko wiadomo. Wiadomo na przykład, że „jedną z najlepiej rozpoznawalnych cech kociego futra są „prążki”.(…) U kotów spotykane są cztery główne wzory pręgowania: tygrysi, klasyczny, cętkowany i ticked (pręgowanie przesiane)”.*

I od dzisiaj u nas jest tak: Niuta dalej została tabby, ale można też na nią mówić, że jest pręgowana klasycznie albo marmurkowa. Sonia to najbardziej jest pręgowana tygrysio. I to by wyjaśniało te ich konflikty z Niutą, bo ”pręgowanie tygrysie jest dominujące wobec pręgowania klasycznego”*, a Niuta pewnie nie chce być zdominowana. Ale Pani ma wątpliwość, czy Sonia troszkę nie jest cętkowana. Z białym. A ja, Mechatek, jestem mutantem, bo chyba jestem cętkowana, a „rysunek cętkowany jest modyfikacją pręgowania tygrysiego lub klasycznego”.* Ale Pani powiedziała, że jednak jak się mi dobrze przypatrzeć, to te cętki takie słabe są, więc może jestem ticked i to najprawdopodobniej heterozygota, bo mam taki "zanik wzoru na futrze"*, ale „heterozygota nadal będzie posiadać częściowe pręgowanie na łapach, głowie i ogonie”.* No, mam tylko nadzieję, że Pańcio Kochany się nie dowie, bo by mnie zaczął nazywać: „Heterozygota, Heterozygota”, a ja dalej chcę być Mechatek. A Reszka jest „bikolor” i ma gen łaciatości. Ale dalej jest czarna z białym.

I Pani kazała mi się tutaj zapytać, czy wszyscy, jak się zaczynali interesować hodowlą (a to wszystko przez Niutę), to też im tak biło na głowę z kolorami. To pytam


21 grudnia 2009

Kołacz



…czyli ludzie są dziwni

Jak już wielokrotnie wspominałam, ludzie nie przestaną mnie zadziwiać… Kiedy kot coś robi, przynajmniej jasne jest, po co. Dlaczego. Cel. Cel jest zrozumiały. Natomiast ludzkie powody dziwnych działań nie są zrozumiałe. Żeby znikać z domu na długie godziny, trzeba mieć przecież ważny powód. Ona powtarza: Bez pracy nie ma kołaczy. Czyli musi bardzo lubić kołacze. Czyli kołacze muszą być pyszne albo puchate i szybko się turlać, albo nadawać się do rzucania, żeby można było je łapać i wpychać pod szafkę, żeby potem je stamtąd wydobywać i znowu wpychać... Tak, KOŁACZ musi być czymś w rodzaju SMAKOŁYKA albo MYSZKI.

Więc, kiedy dziś wróciła do domu i oznajmiła, że kupiła KOŁACZ, biegałam cała podekscytowana. Z początku wszystko było zgodne z moimi przewidywaniami: wyciągnęła KOŁACZ z torby (a z reguły wyciąga coś interesującego, a gdy nie wyciąga, to sama stamtąd wygrzebuję), papier szeleścił zachęcająco (jak wszystkie papiery i reklamówki), poszła do kuchni (to też ważna wskazówka, że będzie ciekawie) i wreszcie położyła KOŁACZ na talerzu… Cóż za rozczarowanie… Próbowałam, naprawdę próbowałam zrozumieć. Obwąchałam. Chyba do jedzenia, ale bez szaleństwa… Pchnęłam łapką. Trochę się przesunął. Obeszłam dwa razy dookoła. I nic! Nic w KOŁACZU nie było ciekawego! Ani nie pachniał SMAKOŁYKIEM, ani nie przypominał zabawki. Ani nawet się nie turlał i nie miał myszkowego futerka...

A Ona po to znika z domu? Żeby polować na coś takiego?! Długo patrzyłam Jej w oczy…

Ps. Nawet Mech, która lubi wszystko, uznała że KOŁACZ do niczego się nie nadaje. Kawałek sera zjadła z grzeczności, bo jak już się tak strasznie napiszczała, że chce, to nie wypadało zostawić… Nawet Mech!

15 grudnia 2009

Było cudownie...


...czyli choroba Pani

Moja Pani kochana (moja, moja….) przez cały poprzedni tydzień była w domu, nigdzie nie wychodziła, nie zniknęła nagle jak zazwyczaj na CAŁY dzień. Zazwyczaj znika do jakiejś „pracy”, na coś co się nazywa „dyżur”; ja nie wiem co to jest, ale kiedyś próbowała tłumaczyć, że to dlatego, żeby było jedzonko dla mnie i że gdybym zaczęła na siebie zarabiać, to nie musiałaby tak znikać, też coś… Raz przecież zarobiłam: dostałam kupon za tytuł Kota Tygodnia, a ona dalej wychodzi! No, ale w ubiegłym tygodniu była chora.


Kaszlała, psikała i CAŁY czas była w domu! To był cudowny czas… Bo (moja, moja…) Pani dużo leżała i spała, w dzień też, a w dzień to Pani zasypia na wersalce pod żółtym kocykiem, a nie zamyka się w sypialni, więc mogłam leżeć i spać na niej i mruczeć do niej. Cały czas! Tylko Pani (moja, moja…) i ja. No, i czasami Mechatek…

13 grudnia 2009

New i kocie TV



...czyli dlaczego lubię sypialnię

Zawsze rano pod drzwiami sypialni bardzo się niecierpliwię: miauczę (miiaaauch), wzdycham (hha......) i nawołuję (aha!), żeby jak najszybciej mnie wpuścili. Kiedy Ona wstanie, wiem, że tylko jeszcze pobawi się wodą z kranu w kuchni, nasypie śmierdzących granulek do ich miseczek (Oni na to mówią KUBKI), naleje do nich wody i już! Już możemy iść do sypialni!

A tam same atrakcje: pomijam już tarmoszenie, głaskanie, przewalanie i podgryzanie na łóżku, ale okno! Okno jest najciekawsze. Za oknem rośnie drzewo, na którym siadają ptaki. Małe, duże, rozmaite... I latają. Siadają, znowu się zrywają. Mogę obserwować je godzinami, cały czas w gotowości: może któryś się zagapi? Podleci bliżej? Niestety, złapać się ich nie da, bo są oddzielone szybą. To zabawa w polowanie, a nie prawdziwe łowy.

Ona mówi, że od tego mojego oglądania programów przyrodniczych o ptaszkach cała szyba jest uciapkana noskiem i łapkami... Ale to nie jest mój problem. Oni próbują naśladować moje nawoływania do ptaków, ale wychodzi im coś w rodzaju: kch, kch, kch. Nigdy nie uda im się powiedzieć tego tak, jak trzeba.

10 grudnia 2009

GDZIE JEST MYSZKA - instrukcja do zabawy



Przed rozpoczęciem zabawy GDZIE JEST MYSZKA należy wybrać jedną z myszek znajdujących się w koszyku z myszkami. Do wyboru mamy następujące myszki: biała duża, dwie różowe, biała mała, czarna, zielona, czerwona.

Następnie należy postępować zgodnie z instrukcją podaną na załączonych obrazkach:

1. Zanosimy myszkę pod szafkę (może być również fotel, półka, wersalka).

2. Wpychamy myszkę najgłębiej, jak potrafimy.

3. Upewniamy się, czy myszka jest wystarczająco dokładnie schowana.

4. Czekamy na pytanie Pani/Pana: GDZIE JEST MYSZKA? i przystępujemy do poszukiwania i wydobywania myszki spod szafki.

5,6,7. Wydobywamy, ponownie chowamy, wydobywamy, ponownie upychamy, zrzucamy drobne przedmioty stojące na szafce, przekopujemy się przez książki, ponownie upychamy, przewracamy wazoniki, wydobywamy (...) Powtarzać dowolną liczbę razy.

8. Zabawa GDZIE JEST MYSZKA kończy się w dowolnie wybranym momencie lub kiedy uda się wydobyć myszkę.

Miłej zabawy :)

7 grudnia 2009

Samodzielne myślenie


...czyli Sonia i nowe zabawki


Przespałam moment, kiedy te dziwne przedmioty pojawiły się w pokoju. Nie lubię, kiedy za dużo się dzieje i chowam się wtedy w moim domku, gdzie można wszystko bezpiecznie przeczekać. A tamtego dnia nagle zrobiło się nieprzyjemne zamieszanie, słyszałam, jak dzwonił dzwonek, więc nie czekałam już, aż Ela otworzy drzwi, tylko schowałam się w domku i nasłuchiwałam najpierw jej rozmowy z obcym człowiekiem, potem strasznych szelestów paczek, które wniosła do domu, śmiechów, okrzyków i miauków… To zupełnie nie jest na moje nerwy, postanowiłam więc się zdrzemnąć i przespać ten harmider. A potem okazało się, że te przedmioty już stoją w pokoju.

5 grudnia 2009

Moja druga największa przyjaciółka


... czyli Mech i New

No i stało się tak, jak chciałam i próbowałam zrobić, bo New przestała być już dawno nowa i odkąd zaczęłam rozumieć, co do mnie miauczy, bo ona miauczy całkiem inaczej, zostałyśmy wielkimi przyjaciółkami.

Nasza wielka przyjaźń polega na tym, że razem się bawimy bawidełkiem z piórek i razem szukamy myszki w zabawie GDZIE JEST MYSZKA, a Pani mówi wtedy o mnie: Jaka ona szybka. I potrafimy też razem się bawić tymi nowymi zabawkami, które polegają na popychaniu kulki łapką, żeby ona się toczyła, więc popychamy kulkę po dwóch stronach tunelu, raz ja do New, a raz New do mnie, a kulka się toczy i tak odbijamy kulkę do siebie, a ja jeszcze na dodatek ganiam za kulką cały czas.

Pani mówi, że bardzo ładnie się bawimy, a do Pańcia Kochanego powiedziała: Wiesz, one się chyba lubią. Aha i jeszcze mam napisać, że przychodziłam do New, kiedy była chora i lizałam ją po główce i od tego zaczęła się nasza wielka przyjaźń i od tego, że czasem spotykałyśmy się noskami, a ja najpierw wtedy uciekałam, a potem przestałam uciekać.

A tutaj jest specjalny sznureczek do filmu, kiedy się bawię w kulkę:



2 grudnia 2009

Dziwna kulka



… czyli zalety chorowania

W ubiegłym tygodniu wciąż jeszcze dawali mi krople, ale za to trzy razy dziennie zabierali mnie do sypialni, żeby w spokoju zakrapiać TOBREXEM moje lewe oko, bo piszczałam i wyrywałam się, więc mieli obawy, że Reszka stanie w mojej obronie i się na nich rzuci. Reszka ma duże poczucie sprawiedliwości. A ja bardzo lubię ten pokój. Zakrapianie się skończyło, więc teraz wpuszczają mnie tam tylko rano, zanim wyjdą z domu.>

A poza tym pojawiły się nowe zabawki! Ona wyciągnęła z wielkiego pudła dwa dziwne przedmioty. Zebrałyśmy się wszystkie, żeby zobaczyć, gdzie je postawią i po co to w ogóle jest. Obwąchałyśmy. Popatrzyłyśmy. Ale nic nie było wiadomo, aż Ona nam pokazała! To jest coś w rodzaju polowania! Jak tylko zrozumiałam, do czego to służy, zapomniałam o oku i kroplach i chorobie i natychmiast przystąpiłam do wydobywania kulki. Jak się ją popchnie, to się toczy dookoła. Super. Pac! łapką i się toczy. Pac! i znowu się toczy. I szura. Jedną łapką, drugą łapką. Tylnymi też. Jak mi się nudzi to podchodzę i pac! I jest zabawa! Mogę się bawić sama, albo z Nią, albo nawet z Mechatkiem, bo Mech też szybko załapała, jak robić pac! żeby kulka się toczyła. Więc czasami siadamy sobie naprzeciwko i podajemy sobie kulkę. Pac!

Ona stwierdziła, że jesteśmy bardzo bystre. Bo Sonia na przykład do tej pory nie załapała. Ale to dobrze, nie lubię jej. A Reszka niby poluje na kulkę, ale podskakuje koło niej, jakby polowała na mysz, a nie o to w tym chodzi. Trzeba tylko usiąść, albo się położyć i pac! i się toczy… Okazało się jednak, że ta kulka to jakaś dziwna jest. Bo w ogóle nie da się jej stamtąd wydobyć i wepchnąć pod szafkę. Wtedy można by się jeszcze bawić w GDZIE JEST KULKA. Próbowałam na siłę, próbowałam zębami i nic. Tylko pac! i się toczy…

27 listopada 2009

Zaczynam widzieć


…czyli bardzo kiepski tydzień

Od tygodnia spotykają mnie w tym domu wielkie nieprzyjemności. Kilka razy dziennie wlewają mi do lewego oka różne paskudztwa. Ona mnie trzyma, On wkrapia. Zaczęło się od ZAPALENIA SPOJÓWEK. Mrużyłam lewe oko, miałam zaczerwienione. Przez tydzień podawali mi SULFACETAMID. Nie pomogło. Ona wystraszyła się, że to KOCI KATAR albo CHLAMYDIOZA. Potem jeszcze Sonia uszkodziła mi powiekę, co skomplikowało sprawę i dodatkowo boli.

Wszystko zaczyna mi się źle kojarzyć. Na przykład smycz. Dawniej, kiedy Ona zakładała mi smycz oznaczało to SPACER. Ale teraz na spacery nie jeździmy, za to jeździmy do Pana Doktora Wątroby. On stara się być miłym człowiekiem, ale nie da się być miłym, kiedy pęsetką trzeba odciągnąć trzecią powiekę, żeby zobaczyć, czy nie ma owrzodzeń rogówki, nawet kiedy najpierw wkropi się znieczulenie! Nie ma owrzodzeń.

Wczoraj miałam już naprawdę dość i schowałam się na pięć godzin do tapczanu. Wyszłam, żeby ich uspokoić, bo zaczęli nerwowo nawoływać NIU NIU i żeby mnie skłonić do wyjścia Ona nawet demonstracyjnie trzaskała drzwiami do lodówki, czego nie powinno się ignorować, bo wtedy jest SMAKOŁYK, oszuści… Kiedy wyszłam, znowu mnie złapali i znowu wlewali do oka krople. A po wszystkim, jeszcze obcięli mi pazury i wyczesali. Mam dość. Nigdy w złości nie podniosłam na nich łapy i te ślady na szyi i ramieniu, które Ona pokazuje, też nie zostały zrobione w złości, tylko dlatego, że podczas wlewania kropli się wyrywałam. I jeszcze ten ślad po pazurach Soni na powiece, bo nie dość, że mam to ZAPALENIE, to Sonia jeszcze wdaje się ze mną w bójki. Akurat musiała w to chore oko! Nie znoszę jej i będę za każdym razem przeganiać ją z Jej kolan. Za każdym razem.

Ona twierdzi, że jest lepiej. Oko mogę już w miarę normalnie otwierać i zmniejszyła się ilość tej brązowej wydzieliny, którą Oni nazywają ŚPIOCHAMI i wycierają chusteczką. Teraz wlewają TOBREX. Jeśli i to nie pomoże, dojdą jeszcze tabletki UNIDOX. Nazwy nieważne, nie będę ich zapamiętywać, bo nie mam zamiaru już nigdy się z nimi spotkać.

23 listopada 2009

Specjalny sznureczek


..czyli Mech is an international star!

A jedna pani z Francji napisała, że ja, Mechatek jestem a beautifull cat and an international star! I Pani powiedziała: Mechatku, robisz karierę. I Pani jeszcze powiedziała, że w takim razie zrobimy filmik, tak jak mi kiedyś obiecała, filmik tylko i wyłącznie o mnie Mechatku, i przez całe popołudnie przybijałam Pani piątkę, a potem Pani siedziała przy komputerze i robiła filmik, a mnie pozwoliła siedzieć na kolanach, a ja bardzo starałam się nie ugniatać, żeby mnie nie wygoniła. A jak już zrobiła, to razem oglądałyśmy i tam na ekranie był kotek, ale chociaż strasznie się starałam, to go nie można było dotknąć, więc gdzie jest ten filmik, jak go nie można dotknąć łapką?

Pani powiedziała, że kiedyś trzeba będzie nakręcić aneks, jak Mechatek ogląda Mechatka, a filmik jest daleko w internecie, i można go znaleźć po takim specjalnym sznureczku. I że damy do mojego pamiętnika sznureczek do tego filmu.

I tu jest ten sznureczek:



Aha.I jeszcze poza tym, że umiem przybijać piątkę, umiem też robić fikołki. W przód i w bok.

Aha i jeszcze mam napisać, że jestem bardzo kochana, bo Niutka ma bardzo chore oczko i ja przychodzę ją lizać po główce. No bo mi jej żal, jak ona tak piszczy, kiedy wlewają jej do oczka lekarstwo.

I Pani kazała mi jeszcze napisać, że bardzo dziękuje pani musynie od ślicznej Tofi, że jej przypomniała, że jestem kotem... meta... metafizycznym? Chyba tak miałam napisać. To piszę.

20 listopada 2009

Ohydku kochany…


czyli Mechatek Kotem Tygodnia

Rano, jak się wdarłam do sypialni, Pańcio Kochany powiedział, że będę miała nowe imię i że od dzisiaj będzie mnie, Mechatka, tak wołał. I zaczął mnie wołać Ohydek, Ohydek, aż do niego przyszłam, a wtedy powiedział do Pani: Widzisz, reaguje. A Pani powiedziała: To nie jest żaden Ohydek, tylko najwyżej Ohydek Kochany i Śliczny. I jeszcze Pani kazała Pańciu Kochanemu mnie pogłaskać i Pańcio powiedział: No dobra, i mnie raz pogłaskał. A dzisiaj powiedział: Jakby się tego kota nie znało, to ze zdjęcia wychodzi, że to taki ładny kotek w ślicznym wianuszku.


I odkąd jestem (ja! Mechatek!) Kotem Tygodnia to Pani już nie krzyczy na mnie: Mechat! Idź sobie!, kiedy włażę na kolana i udeptuję, bo ja bardzo lubię udeptywać i mogę to robić całymi godzinami i Pańcio Kochany mówi, że ja to robię bez wdzięku i mechanicznie czyli zgodnie z imieniem.

I Pani codziennie mnie bierze na ręce i głaszcze i przytula i mówi: Mechatku, ty mniej śmierdzisz, a ja mówię: Chchchrrrr…. Chchchrrrr…. A przedtem tak nie było, bo pani się szybko zniechęcała i mnie zrzucała z kolan, bo ja jestem namolna i nachalna i chciałam cały czas. A teraz mamy taki… kompromis, tak Pani powiedziała. Ja siedzę grzeczniej i staram się nie udeptywać cały czas, a pani wytrzymuje dłużej i mówi: Mój paskudku śliczny.

Bardzo się cieszę, że zostałam Kotem Tygodnia.
ps. Pani mówi, że ja się bardzo ładnie cieszę, bo tak się wyginam.


Wróciła!


Przez całe trzy dni czekałam. Spałam. Czekałam. Spałam. Pan dolał wody do miseczek. Źle zrobił. Wody nie nalewa się do miseczek, tylko uzupełnia w wodopoju z kuli. Pani to wie. Nasypał chrupek do miseczek. Co z tego... Inaczej nasypał. Nie tak jak trzeba. Źle nasypał. Minął jeden dzień. Drugi. Trzeci...Więc tylko spałam i czekałam, aż wreszcie...! Wróciła! Pani wróciła! Moja, moja, moja! Aż podskoczyłam do góry, zamiauczałam, a potem już nie mogłam przestać skakać: na fotel, na stół, biegiem do przedpokoju, znów do pokoju, na wersalkę, na fotel, na parapet, na Panią! Moją, moją... Powiedziała to, co trzeba: "Reszku, Reszku, kochany". Przytuliła. Zapachniała jak trzeba...


A kiedy Pan stwierdził: "Wiesz, ona przespała cały ten czas, kiedy Cię nie było. I z nich wszystkich cieszy się najbardziej", Pani mnie przytuliła i szepnęła do ucha to, co lubię najbardziej: "Moja, moja, moja...."


18 listopada 2009

O co chodzi z tymi urodzinami?



Oni nie tylko czasami dziwnie się zachowują, ale ciągle używają nowych słów. Wiele już rozumiem, ale wciąż pojawiają się nowe. Wiem, co to znaczy: JEDZONKO-JEDZONKO, WOOOODA DLA KOTA, SMAKOŁYK, BAWIMY SIĘ, GDZIE JEST MYSZKA. Wiem też, że ja to NIU, chociaż pamiętam, że jak byłam mała, to inna Ona wołała do mnie LEVADKA. Ciekawe, czy wszystkie koty, jak trochę urosną, to muszą pojechać do nowego domu i dostają nowe imiona? Pewnie tak…

A niedawno pojawiło się kolejne nowe słowo. Podobno we środę były URODZINY. Od paru dni mówili, że NIU ma URODZINY, NIU ma URODZINY. Patrząc na mnie powtarzali to tak często, aż pomyślałam, że to słowo chyba mnie dotyczy.


Od rana czekałam, aż się wyjaśni, co to jest URODZINY. Może Ona wyciągnie URODZINY z siatki i okaże się, że to coś smacznego? Albo znajdę w koszyczku z zabawkami nową zabawkę? A może URODZINY są pod gazetami na stole? NIE WOLNO mi wchodzić na stół w dużym pokoju, ale byłam bardzo ciekawa, a Oni jeszcze spali, więc zrzuciłam gazety na dywan i starannie zajrzałam pod każdą. Ale URODZIN tam nie było… Wszystko od rana było jak zwykle. Ona wstała, pobawiła się wodą ze zlewu w kuchni, co bardzo lubię obserwować, a czasem się dołączam i łapię kropelki, potem tę wodę ugotowała i wlała do kubków z czarnymi śmierdzącymi granulkami. Oni to piją. Jak zwykle się przywitała: NIU, NIU, grzecznie odpowiedziałam: „AAAhhaaaa”. Potem jak zwykle zniknęli potem na kilka godzin. Ten czas przesypiam.

Po południu wrócili. I też wszystko było jak zwykle. Zabawa z Nią w GDZIE JEST MYSZKA, zabawa w zrzucanie papierów ze stołu, które oni uwielbiają sprzątać i mówią wtedy: oj NIUTKA, NIUTKA. Pobiłam się trochę z Sonią. Głaskali mnie też tyle, ile im pozwalam. Jak mam dość, to się wyrywam. Jestem silnym kotem, więc nie zatrzymują mnie na siłę. Zabawa w rzucanie kulki z gazety. A URODZIN wciąż nigdzie nie było.

Wieczorem Ona wyciągnęła z lodówki kawał kurczaka i go ugotowała. Ach, jak pachniało! Wszystkie biegałyśmy od kuchni do pokoju, wołając, że to już, już! ale ona dopiero po długim czasie wyciągnęła kurczaka z garnka i zaczęła dzielić na kawałeczki. Mech próbowała Jej wyrwać kurczaka z ręki, Reszka miauczała jak wariatka, nawet Sonia wyszła z domku. One trzy dostały kurczaka do miseczek. A mnie zawołała do siebie i dawała z ręki. Powiedzieli, że to dlatego, że dzisiaj jestem najważniejsza. Nieważne. Lubię tak jeść. To się nazywa SMAKOŁYK. Szybko chwytam wtedy, chap! i połykam, a Ona w ręce ma już przygotowany nowy kawałek. To wspaniałe. Tego kurczaka było bardzo dużo, cudownie dużo, tak dużo, że miałam już dość i resztę trzeba było włożyć do miseczki. W nagrodę posiedziałam przy Niej na fotelu i pozwoliłam głaskać się pod brodą. Potem się dokładnie umyłam i ułożyłam na wersalce. Znowu mnie głaskali. Czasami wieczorem wyczesują mi futro,tego dnia tego nie zrobili.

Patrzyłam na resztki kurczaka i pomyślałam, że może trochę zostanie nawet do jutra. To był miły dzień, jak zwykle. Tylko z tymi URODZINAMI nie rozumiem, o co chodziło? Że kurczaka było więcej?


16 listopada 2009

Mechatek Kotem Tygodnia na Unitedcats!

Na portalu Unitedcats jest taki obyczaj, że co tydzień zostaje wybrany Kot Tygodnia. Redakcja przeprowadza z im wywiad, a jego zdjęcie widnieje na pierwszej stronie portalu.

Wywiad z Mechatkiem:

Droga kiciu, decyzją członków UC zostałaś kolejnym kotem tygodnia. Jak przyjęłaś ten werdykt? Zamierzasz jakoś specjalnie to uczcić?

...Ja?! Kotem Tygodnia? Pani w szoku. Zadzwoniła zaraz, jak się dowiedziała, do Pańcia kochanego. Pańcio Kochany w szoku. Znajomi Pani i Pańcia w szoku… Ale Pani się szybko otrząsnęła, wzięła mnie na ręce, wytarmosiła, wycałowała, popatrzyła głęboko w oczka i powiedziała, że wszystko zrobimy, jak trzeba. Damy ładne zdjęcie, pomoże mi napisać wywiad, a nawet zamieścimy filmik. „Mój ty paskudku śliczny” – powiedziała. A ja się nawet specjalnie umyłam. Chchrrrrrrrr….chchrrrrrr…. :)

Mech to dość niespotykane imię. Skąd się ono wzięło?

12 listopada 2009

Co Pani powiedziała



... czyli Mechatek ma dużo do przemyślenia...

Wygrzewam się dziś przy kaloryferze i cały czas myślę o tym, co Pani wczoraj powiedziała. Pani wczoraj powiedziała, że jestem bardzo grzeczna w samochodzie i wszystkim się ciekawię, zobacz! Wcale nie jest zestresowana... Mógłby z niej być fajny kot na spacery, bardzo ładnie na smyczce chodzi. Do Pańcia Kochanego tak powiedziała..

A Pańcio Kochany powiedział: jestem pod wrażeniem Mechatka dzisiaj, wcale nie dziczy i nie wyje, jak ostatnio, naprawdę grzeczna, zachowanie kota wzbudziło mój szacunek. Pani powiedziała jeszcze: Mechatku, drobinko moja kochana, paskudku mój ty…

Powiedziała jeszcze, że to dobrze, że wszystko dobrze, że ząbków nie trzeba usuwać, no pokaż Mechaniu panu doktorowi, ten najgorszy stan zapalny zniknął. I powiedziała: dziś wielki dzień, Mechatek się umył, no chodź, Mechatku, zobacz, jak się umyjesz, to można cię przytulić, wcale nie śmierdzi dzisiaj, no chodź na kolanka, leż sobie spokojnie, nie Mechatku, nie trzeba aż tak udeptywać, ojejku jejku, zobacz, jak się kot cieszy, chyba kot w szoku, bo tyle głaskania i przytulania naraz. No piękna nie jest, ale ma swoje zalety, taka przylepna i ufna, tak Mechatku? Szkoda, że Niuta nie jest taka chętna. Zobacz, jak słodko leży na kolanach, i tutaj też podrapiemy, tak Mechatku? powiedziała do Pańcia Kochanego. A Pańcio Kochany powiedział: i jest przecież bardzo sprytna.

A ja przez całą drogę i potem w domu mówiłam: chchchrrrrr chchchrrrrr*. A Pańcio Kochany zapytał: co ona tak charczy? próbuje mruczeć? A Pani powiedziała: mruczy, jak umie. Chchchrrrr :)

Muszę to wszystko, co Pani powiedziała, zapamiętać i ogarnąć.

*jak wspominałam, Mech nie wymawia „m”. Więc nie mruczy „mmmrrr”.

29 października 2009

Mysz wodna


czyli: jak się Reszka bawiła


Bawiłam się. Akurat białą. U nas myszki bierze się z koszyka z myszkami, a następnie: chwyta w zęby, chwyta jedną łapką, podrzuca do góry, skacze za nią, chwyta się drugą łapką, podrzuca, biegnie za nią przez fotel, przez stół, pod żółty kocyk, wydobywa spod kocyka, do Mojej pani, Moja Pani rzuca, i przez stół i na szafkę i znów skok! I zaczepić o pazur i podrzucić sobie! Uwielbiam polowania na myszki! Mam różową, czerwoną, białą małą, białą dużą, czarną i zieloną, ach...

15 października 2009

Co powiedział Pan Doktor


... czyli rzecz o urodzie.


Osoby dramatu:
Pani
Pańcio Kochany
Mechatek
Obcy ludzie
Para z psem
Pan Doktor Wątroba

SCENA I

Pani dopada uciekającego między meblami i wyjącego kota Mechatka, ubiera w smycz i wynosi z mieszkania, Pańcio Kochany trzymając się za głowę, zamyka drzwi na klucz, schodzą do samochodu.

11 października 2009


x x x

biegły w sztuce istnienia
jest kim jest i niczym więcej
najdoskonalszy mistrz zen mój kot

między wiecznością a miską mleka
z wdziękiem jakiego nie widziałam u żadnej kobiety
celebruje codzienność

uważnie śledzi lot owada
uważnie myje futerko
uważnie ociera się o książki
uważnie stroszy wąsy
uważnie zabija

w oczach ma wszechświat
uczę się od niego doskonałości


19 lipca’ 2001

6 października 2009

Reszulka - bidulka


Panika narastała odkąd jasne się stało, że Sonia i Reszka muszą trafić do weterynarza. Sonia NIGDY nie
używa pazurów - Reszka... zawsze? Zawsze, jak się boi i zawsze, kiedy jest niezadowolona. I bez zrozumiałego dla kogokolwiek poza nią powodu też.

Jak ją tam zawieźć? Jak ubrać smycz? Co będzie, jeśli trzeba będzie dawać zastrzyki? Niewykonalne. Przy charakterze Reszki, kota - potencjalnego mordercy w histerii, po prostu niewykonalne. Doktor Wątroba, doświadczony weterynarz, stwierdził jednak, że i na tego kota znajdziemy sposób, żeby w spokoju pobrać krew do badań. Na wszelki wypadek, gdyby wypluła, dał aż trzy tabletki uspokajającej promazyny i kazał podać godzinę przed wizytą...

Istotnie, wypluła. Drugą udało się wepchnąć dość pokojowo. Schody zaczęły się po godzinie, kiedy promazyna zaczęła działać. Reszka nietomna: zatacza się, na oczy zachodzi trzecia powieka, źrenice uciekają. Ja w histerii, bo nie wiem, czy to normalne, czy kotu coś się dzieje, czy kotu coś się stanie, nie, to nienormalne, rany boskie jedźmy już, bo jeszcze coś się jej stanie po tej promazynie! Kot przelewa się przez ręce, zakładam jej smycz i jak mnie nie dziabnie! Może mnie nie poznała, kiedy wszystko się zamazywało i kołysało? Taka otumaniona, niezborna, ale drapie do krwi, pędzę do łazienki, żeby rany pod wodę włożyć, Reszka w tym czasie wpełza do wersalki, wyciągamy bezwładnego kota z wersalki...


21 września 2009

Reszka Kotem Tygodnia na Unitedcats!

Na portalu Unitedcats jest taki obyczaj, że co tydzień zostaje wybrany Kot Tygodnia. Redakcja przeprowadza z im wywiad, a jego zdjęcie widnieje na pierwszej stronie portalu.

Wywiad z Reszką

Droga Reszko, gratulujemy zostania Kotem Tygodnia! Jak zamierzasz uczcić zdobycie tego tytułu oraz jak spędzisz ten specjalny tydzień?

Mrrrrr… Mrrrrr… Kot Tygodnia? Dla mojej Pani jestem Kotem Życia! Mrrrr… Mrrrrrr… Specjalny tydzień? To oczywiste! Poniedziałek: ugotowany filet z kurczaka, wtorek: makrela koniecznie wędzona, środa: surowe jajko, czwartek: wątróbka, piątek: filet z kurczaka, sobota: filet z kurczaka, niedziela: filet z kurczaka… A co?! Lubię filet z kurczaka. I ma być jeszcze więcej głaskania i siedzenia na Pani i leżenia przy Pani i co najmniej godzina rzucania różowej myszy. Codziennie.

Znamy już troszkę Twoją dość dramatyczną historię jak trafiłaś do obecnej pani. Niedawno obchodziłaś swoje 11 „udomowiny”. Jak wspominasz te wszystkie lata? Co najbardziej zapadło ci w pamięć?

14 września 2009

Udomowiny


Dziś są 11 udomowiny Reszki. Zabrałam ją z bielskiego schroniska 11 lat temu. Była maleńkim mieszczącym
się w dłoni kociakiem. Miała nie przeżyć, pracownicy schroniska ostrzegali, odradzając adopcję: za mała, za chora, pokiereszowana. Do schroniska trafiła przerzucona przez ogrodzenie na beton... Nic nie wiedziałam o kotach, bo od zawsze marzyłam o psie... Uczyłyśmy się więc od siebie nawzajem: jak się bawić, jak podawać jedzenie, jak znosić kocie humory. Była od początku pełna sprzeczności: fundując zachwyt i czułość na przemian z histerią i agresją, ni stąd ni zowąd gryząc i drapiąc, bez wyraźnej przyczyny. Być może u kotów dzieciństwo też ma znaczenie...

Bo została taka niezrównoważona - kochana i rozmruczana, a równocześnie nieprzewidywalna; nie wiadomo, kiedy dopadnie ją jej koci świr. Mieszają się jej granice międzygatunkowe: nie odróżnia kota od człowieka, nawet z rują przychodzi do mnie. Przez kilka pierwszych lat na rękach wciąż nosiłam sznyty po jej pazurach. Spełniła wszystkie najgorsze stereotypy o kotach. Najlepsze też. Jest kotem jednego człowieka. Moim i tylko moim. Nie przywiązuje się do miejsca, mamy wszak wiele mieszkań za sobą, ważne tylko, abym ja była. Śpi wtulona w szyję. I wydaje się, że rozumie wszystko.

11 czerwca 2009

O Reszce z Unitedcats

Moja więź z tym kotem jest trwalsza i trwa dłużej niż związek z jakimkolwiek facetem. Lata mijają, faceci przychodzą i odchodzą, zmieniam miasta, mieszkania, miejsca pracy, a nawet zawody, a Reszka po prostu jest. To jest kot mojego życia.


10 czerwca 2009

O New na Unitedcats

W maju zamieszkała z nami piękna kotka rasy maine coon. Pochodzi z podkrakowskiej hodowli Nemo (www.nemo.org.pl) pani Ireny Borowik. Ma na imię Levada, a po domowemu wołamy na nią New (bo jest nowa) i już po dwóch tygodniach polubiła brzmienie (nju, nju) swojego imienia. Była wtedy sześciomiesięcznym kociakiem i już była większa od naszych pozostałych bardzo dorosłych kotek. Na szczęście jest bardzo łagodna i spokojna, bo gdy dorośnie będzie miała około 6? 7? 8? kilogramów.

Maine coony to jedna z największych ras kotów domowych... Jest czarna - klasycznie pręgowana.

9 czerwca 2009

O Soni na Unitedcats

Sonia jest zdrową, spokojną dziewuchą ze wsi - wychowała się w stodole, w normalnej kociej rodzinie ze swoja kocią mamą i rodzeństwem. Dzięki normalnemu dzieciństwu jest niezwykle zrównoważona, pazurów wobec ludzi nie używa, trzeba wielu zaczepek Reszki lub New, żeby wyprowadzić ją z równowagi. Bywa wtedy bardzo stanowcza w warczeniu.

Jest bura z białymi skarpetkami. Rzadko się bawi zabawkami. Wydają się jej dziecinne.

8 czerwca 2009

O Mechatku na Unitedcats

Mechatek portretMechatek nie została znaleziona. Mechatek sama znalazła sobie ludzi, czy też raczej po prostu upolowała ludzi na ulicy w mroźną grudniową noc, z charakterystycznym dla siebie uporem i instynktem samozachowawczym. Zawsze pozostanie drobniutka, to skutki różnorakich chorób, jakie trzeba było wyleczyć po przygarnięciu do domu. Mimo swojego wieku wciąż ma rozmiary kociaka i krzywe nóżki.