5 września 2010

Ku lepszemu


Niutka wróciła do zdrowia i bryka jak dawniej. Na kilka dni została pakerem na dopalaczach: nawadniana podskórnie przez doktora Wątrobę wyglądała jak po kilku miesiącach intensywnego trenowania karku na siłowni (to się na szczęście wchłania po pół godzinie), a odżywkę z witaminami, mikroelementami i innymi dobrościami traktowała jak smakołyk i rzucała się na strzykawkę, starannie wylizując kropelki, które upadły. Mniej chętnie, ale bez oporów łykała żółte lekarstwo, którym Mechatek opluwała otoczenie. Pan doktor nawet pytał, czy ona zawsze taka spokojna. Tak, zawsze. Zero agresji, za to dużo energii do zabawy. Podobnie, jak wielki czarny kocur, który leży na parapecie u pana doktora (ogromne bydlę, niczym się nie przejmuje, z gabinetu nie wychodzi nawet, gdy wchodzą wielkie, agresywne psy. Ani ich pańcie.)

kot doktora Wątroby
Specjalną karmą dzieliła się z Mechatkiem (tzn. odpędzała Mechatka od miski, kiedy tylko zauważyła, a Mechatek walił ją łapą po głowie). Mechatek jednak nie tylko walczyła o swoje, ale i Niutkę pocieszała, liżąc po głowie, kiedy tylko Niutka była przez moment nieuważna i odwróciła głowę w drugą stronę. Kiedy zauważała, że jest pocieszana, ona waliła Mechatka łapą po głowie.

Powoli wraca do swojej wagi - dziś było już 4,5. W sumie to nie wiadomo, co się podziało. Możliwe, że na butach jakieś zarazki przynieśliśmy, bo obie z Mechatkiem miały tę biegunkę. Najważniejsze, że już dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz