6 marca 2015

Raport o stanie zdrowia

Bardzo długo mnie Mechatka tu nie było, chociaż tak w ogóle to jestem i Pani powiedziała, że najwyższy czas napisać raport o stanie zdrowia, bo mamy wszyscy już trochę wolnej energii i siły, więc trzeba ją spożytkować. Przez prawie całe ostatnie dwa miesiące energia i siła Pani były skoncentrowane na czymś innym, a mianowicie na franku szwajcarskim, który się u nas parę lat temu zagnieździł i zrobił się bardzo uciążliwy, ale Pani już wymyśliła plan działania, więc może się zająć czymś dużo ważniejszym czyli pomaganiem mi Mechatkowi w pisaniu tego bloga.

I ten raport o stanie zdrowia zrobimy dlatego, że na początku każdego roku rząd publikuje raport o stanie państwa, który mówi wszystkim, jak jest. My się nie wyrobiliśmy na początek roku, ale jak widać zdążymy przed początkiem pierwszego kwartału, a takie opóźnienie jest jak najbardziej akceptowalne, tak Pani powiedziała. I jeszcze ten raport będzie nie tylko o mnie Mechatku, ale także o Niutce i Leeloo, bo dużo się u nas wszystkich trzech ze zdrowiem działo. I ja Mechatek napiszę, jak jest.


Wszystko zaczęło się od tego, że Leeloo, która się do nas adoptowała w październiku, przyniosła chorobę nazywającą się koci katar. Chociaż nazwa tej choroby jest niegroźna, to sama choroba jest bardzo groźna, zwłaszcza dla małych kotów oraz kotów z obniżoną odpornością. U nas w domu, jak wiadomo, małych kotów nie ma, za to jest przynajmniej jeden kot z obniżoną odpornością, czyli ja Mechatek. Moja obniżona odporność wynika z tego, że przyjmuję chemioterapię w tabletkach co trzy dni, która ma utrzymać chłoniaka czyli tego nowego(s)twora, na którego choruję, w ryzach. No i się zrobił kłopot z tym kocim katarem. O ile z Niutką i Leeloo kłopot zrobił się w sumie niewielki, bo obie po wizycie w lecznicy dostały po prostu antybiotyki i lekarstwa na podniesienie odporności (Unidox i Immunodol), które sobie doskonale sobie z kocim katarem radzą i obie przestały psikać już po trzech tygodniach, to u mnie Mechatka kłopot był bardzo duży, gdyż się zrobił straszny dylemat. Na początku była jeszcze nadzieja, że może się tym katarem jakoś nie zarażę, no ale kiedy i ja zaczęłam psikać, to stało się jasne, że trzeba będzie wybrać jedną z dwóch decyzji, o których powiedział mój pan doktor Jagielski:
  1. albo liczymy na to, że moja odporność mimo osłabienia sobie z tym kocim katarem poradzi
  2. albo odporność wzmacniamy
I to były, proszę Państwa, decyzje zasadnicze. Każda z tych decyzji była ryzykowna, bo jeśliby sobie moja odporność nie poradziła, to mnie Mechatka nie załatwiłaby poważna choroba czyli chłoniak, tylko zwykły koci katar. A odporność jest po to osłabiana, żeby osłabić też chłoniaka. Więc jeśli ją wzmocnimy, to może i leczenie kociego kataru przebiegnie sprawnie, ale za to chłoniak bardzo się wypasie. Pani i Nasz Drugi Człowiek razem z panem doktorem zdecydowali, że będziemy liczyć na moją odporność, które jakieś resztki mimo chemioterapii zostały, żeby nie wzmacniać chłoniaka i bardzo czujnie obserwować: czy sobie radzi, czy nie radzi. Żeby tej mojej odporności dodatkowo nie osłabiać, pan doktor zdecydował, że odstawimy chemioterapię aż do czasu, kiedy objawy kataru nie ustąpią. I jeszcze, żeby odetkać zapchany nosek, bo bardzo sapałam, dostałam takie specjalne kropelki, które trzeba było rozpuszczać w gorącej wodzie i robić parówki, więc trzy razy dziennie Pani albo Nasz Drugi Człowiek chowali się ze mną Mechatkiem pod koc i też wdychali i to bardzo pomagało, chociaż pachniało okropnie. I też dostałam antybiotyk Duomox.

Leeloo i Niutka jako kotki o mocnych organizmach wyleczyły się szybko, a po antybiotyku i naparach objawy kataru ustąpiły też u mnie i ja Mechatek mogłam się wybrać na kontrolę, żeby zdecydować, co dalej z leczeniem chłoniaka. Zostałam też zważona, żeby dopasować dawkowanie i pobrali mi krew z łapki. I okazało się dużo optymistycznych rzeczy. O, proszę:


Najważniejsze rzeczy są podkreślone na czerwono. I tam jest na przykład napisane, że przytyłam aż do 2,7 kg. Ja Mechatek nigdy tyle przedtem nie ważyłam i pan doktor powiedział, że to pewnie po tych sterydach jestem taka napakowana. I generalnie w tym wypisie jest prawda, poza jedną rzeczą, którą zaznaczyłam pytajnikiem. Przecież wszyscy wiedzą, że ja Mechatek jestem niepodawalna! Więc to powinno być napisane tak: tabletki przyjmuje z wielkim trudem, plując, drapiąc i wyjąc. I wtedy by to trochę oddawało sytuacje, które co wieczór mają miejsce w naszym domu.

Ale najważniejsze z tego wszystkiego jest na końcu. Remisja choroby oznacza, że chłoniak nie daje żadnych objawów, chociaż miałam przerwę w chemioterapii. Więc po tej wizycie pan doktor zdecydował, że skoro koci katar udało się przegnać, to wracamy do leczenia chłoniaka i przyjmowania chemioterapii w tabletkach. Od tamtej wizyty minęły już dwa miesiące, więc w przyszłym tygodniu idziemy na kolejną wizytę kontrolną, na której muszę być na czczo, żeby można było zrobić badania, a na czczo jest bardzo nieprzyjemnie. Pani się martwi, bo znowu trochę schudłam i czasami wymiotuję, więc podczas wizyty się dowiemy, czy ta remisja jest nadal.

Chchchrrr!