14 września 2010

12 udomowiny Reszki

14 września nie jest datą jej urodzin, bo nie znam jej ani ja ani pracownicy schroniska, z którego została zabrana. A ta kartka to jej jedyny rodowód :)


5 września 2010

Ku lepszemu


Niutka wróciła do zdrowia i bryka jak dawniej. Na kilka dni została pakerem na dopalaczach: nawadniana podskórnie przez doktora Wątrobę wyglądała jak po kilku miesiącach intensywnego trenowania karku na siłowni (to się na szczęście wchłania po pół godzinie), a odżywkę z witaminami, mikroelementami i innymi dobrościami traktowała jak smakołyk i rzucała się na strzykawkę, starannie wylizując kropelki, które upadły. Mniej chętnie, ale bez oporów łykała żółte lekarstwo, którym Mechatek opluwała otoczenie. Pan doktor nawet pytał, czy ona zawsze taka spokojna. Tak, zawsze. Zero agresji, za to dużo energii do zabawy. Podobnie, jak wielki czarny kocur, który leży na parapecie u pana doktora (ogromne bydlę, niczym się nie przejmuje, z gabinetu nie wychodzi nawet, gdy wchodzą wielkie, agresywne psy. Ani ich pańcie.)

kot doktora Wątroby
Specjalną karmą dzieliła się z Mechatkiem (tzn. odpędzała Mechatka od miski, kiedy tylko zauważyła, a Mechatek walił ją łapą po głowie). Mechatek jednak nie tylko walczyła o swoje, ale i Niutkę pocieszała, liżąc po głowie, kiedy tylko Niutka była przez moment nieuważna i odwróciła głowę w drugą stronę. Kiedy zauważała, że jest pocieszana, ona waliła Mechatka łapą po głowie.

Powoli wraca do swojej wagi - dziś było już 4,5. W sumie to nie wiadomo, co się podziało. Możliwe, że na butach jakieś zarazki przynieśliśmy, bo obie z Mechatkiem miały tę biegunkę. Najważniejsze, że już dobrze.

2 września 2010

Szczerbatek


No i już wszystko dobrze. Po kontroli u doktora Wątroby okazało się, że ząbek usunięty w warunkach domowych, został usunięty fachowo, dziąsło zagoiło się ślicznie, a od teraz Mechatek będzie Mechatkiem-Szczerbatkiem. Pozostałe ząbki skończą kiedyś tak samo, z wchłoniętymi przez Mechatka korzeniami, ale na razie to kwestia przyszłości. Mechatek ma słabiutkie kości, bo niedoborów z wczesnego kocięctwa na ulicy i przebytej krzywicy nie da się nadrobić, choćby nie wiem jak świetne warunki miała potem w domu... No, nic. Jak przyjdzie co do czego, to zgłosimy się na konsultacje do Fifona i Kacperka.


Poza tym: spod pachy Mechatka doktor wydobył kaszaka, na szczęście to nic groźnego. Poza tym biegunka musiała się wyleczyć samoistnie (przy niewielkiej zmianie karmy na wysoce specjalistyczną i wysoce pyszną, którą najpierw Mechatek usiłował wyżerać chorej New, a potem dostawał już legalnie zgodnie z zaleceniem i był przeszczęśliwy z tego powodu), ponieważ Mechatek okazał się kotem "niepodawalnym", co oznacza, że lekarstwa w syropie podać się jej nie da. Nigdy wcześniej nic takiego nie dostawała, więc nie podejrzewaliśmy na jaką odległość potrafi pluć zdeterminowany kot. Dużą. Z dużym promieniem rozprysku... Przy tym krzyczała (a Reszka chciała ją bronić - co było niebezpieczne dla ludzi) oraz wyrywała się tak sprytnie, że nie dało się jej przytrzymać. Po 3 ocharczenia przez Mechatka razach zrezygnowaliśmy.

Aha, i było iiiiiUŁŁŁŁ!!!! iiiiiUŁŁŁŁ!!!!
Dużo razy.

1 września 2010

Mechatek wchłonie wszystko


Niuta Niutą, jak już zjadła tych zdrowych chrupek i się napiła, poszła spać, więc na razie idzie ku lepszemu. Za to Mechatek po raz kolejny pokazał swoją mechatkowo - wyjątkową naturę i wcale w tym celu nie trzeba było zabierać jej do doktora Wątroby, wystarczyło o Mechatku porozmawiać. Na kontrolę jedzie Mechatek jutro.

Otóż, zeżarcie przez Mechatka diffenbachii to pikuś. Mechatek jest zdolny do o wiele bardziej spektakularnych czynów. Trzeba zacząć od tego, że Mechatek ma usunięty kieł. Nie, nie ten górny śmiesznie wystający na zdjęciach. Dolny. Lewy. Dolny lewy kieł Mechatka w ubiegłą niedzielę ustawił się prostopadle do normalnego ustawienia kła, czyli poziomo, wychynął z mechatkowego pyszczka i zaczął wystawać do przodu. Przypominam - w ubiegłą niedzielę. W niedzielę weterynarzy niet, a dnia następnego święto, więc nadal weterynarzy niet. A tu kieł wystaje, kiwa się i Mechatka boli, bo Mechatek po domu chodzi i płacze strasznie. Nie można Mechatka zostawić na pastwę kła.

Więc od słowa do słowa (ja jak zwykle przy kocich chorobach histeria, pańcio jak zwykle chłodne opanowanie), postanowiliśmy rozchwiany kieł usunąć. Zamknęliśmy się z Mechatkiem w pokoju, ja trzymałam, pańcio usuwał. Mechatek rozdarła się przerażająco, po czym uciekła za szafkę, ale kieł uchwycony w palce wyszedł jak z masła. Uf... (pod drzwiami zamkniętego pokoju warowała Reszka, która słysząc, że coś złego się dzieje, zaczęła warczeć i nie chciała nas wypuścić, dopóki nie zobaczyła, że Mechatek jest, żyje i chociaż ją boli, to jest w stanie samodzielnie wybiec do przedpokoju). Co ciekawe: kieł niemal nie miał korzenia.

OK. Dziurka w dziąśle goi się świetnie, ale i tak postanowiliśmy skontrolować pozostałe ząbki, z którymi przecież już rok temu Mech miała problem. A ponieważ dwóch kotów naraz nie da rady zabrać, a stan Niuty bardziej niepokojący, to dziś do doktora pojechała Niutka, a Mechatek pojedzie jutro. O Mechatku tylko porozmawialiśmy, pan doktor wypytał o stan dziąsła, i przy okazji opowiedzieliśmy o tym braku korzenia. I tu się okazało...
Nie. Korzeń nie został w środku. Korzeń został przez Mechatka wchłonięty. Fachowo: zresorbowany. Jest taka choroba i Mechatek ją ma. Zazwyczaj resorbowane są korzenie trzonowców i przedtrzonowców, ale cóż. To jest Mechatek, a Mechatek i kła zresorbuje. Jutro sprawdzimy, które pozostałe ząbki są zagrożone wchłonięciem przez Mechatka...